Afleveringen

  • Długo zastanawialiśmy się razem z osobami tworzącymi ADAMED SmartUP jak podsumować naszą pierwszą serię podcastów o roli i szansach jakie tworzą przed Wami najlepsze uniwersytety. Czym dłużej szukaliśmy, tym bardziej zbliżaliśmy się do miejsca wyjątkowego. Nawet na tak wyjątkowej mapie jaką tworzą najlepsze uniwersytety na świecie. Kalifornijski Uniwersytet Stanforda to miejsce legenda. Absolweni tej uczelni założyli takie firmy jak Hewlett-Packard, Electronic Arts, Sun Microsystems, Nvidia, Yahoo, Cisco Systems, Google czy Nike. To w końcu tutaj w tym kampusie w 2005 roku twórca Apple Steve Jobs wygłosił swoje słynne przemówienie, które tak świetnie zdefiniowało sens życiowych wyborów młodych ludzi na całym świecie.

    [FRAGMENT PRZEMÓWIENIA STEVE’A JOBSA]: Jestem przekonany, że jedyną rzeczą, która dawała mi siłę by iść ciągle naprzód, było to, że kocham to co robię. Praca wypełni dużą część Waszego życia. Zatem jedyną możliwością by być w pełni usatysfakcjonowanym jest dobrze pracować. Jedynym sposobem, by dobrze pracować jest robienie tego, co uważacie za wspaniałe zajęcie. Jeżeli jeszcze tego nie znaleźliście, szukajcie dalej, nie spoczywajcie, szukajcie, dopóki tego nie znajdziecie, nie odpuszczajcie. Nasz czas jest ograniczony, nie marnujmy go na życie cudzym życiem, nie dajmy złapać się w dogmat, nie żyjmy zgodnie z koncepcjami innych ludzi. Nie pozwólmy, aby opinie innych zagłuszyły nasz własny, wewnętrzny głos a co najważniejsze, miejmy odwagę podążać za głosem naszego serca i intuicji. One w jakiś sposób już wiedzą kim naprawdę chcemy być. Pozostańmy głodni, pozostańmy nienasyceni.

    Steve Jobs rozumiał, że prawdziwa siła komputerów to nie ich procesory i kości pamięci, ale umiejętność uwolnienia kreatywności użytkowników. O tym, że wiedza to tylko punkt wyjścia do odkryć jest przekonany również nasz dzisiejszy rozmówca. Pasją Michała Adamkiewicza jest inżynieria, dlatego obecnie robi magisterium z inżynierii elektronicznej i optymalizacji matematycznej na Uniwersytecie Stanforda, na którym przewodniczył także grupie Stanford Student Robotics. Zanim jednak wyjechał na studia do Stanów Zjednoczonych Michał od najmłodszych lat uczestniczył w wakacyjnych kursach organizowanych przez prestiżowe ośrodki edukacyjne takie ja np. John Hopkins Center For Talented Youths. Dzięki udziałowi w tych projektach wpadł na pomysł realizacji podobnego programu w Polsce. W ten sposób powstał dobrze Wam znany już ADAMED SmartUP, do udziału w którym tak mocno zachęcamy w naszych podcastach.

    O tym, że nauka z pasją i pasja do nauki są dostrzegane, Michał przekonał się wybierając swoje studia. Otrzymał ofertę studiowania na Uniwersytecie Harward, Uniwersytecie Cambridge i Uniwersytecie Stanforda. Jak już wiecie wybrał tę ostatnią uczelnię. Zanim połączę się z naszym dzisiejszym gościem dodam tylko, że po Michale widać to o czym mówił Steve Jobs, że gdy się kocha to co się robi to nigdy nie jest się w pracy. Michał udowadnia to szczególnie podczas wakacji, gdyż widać wtedy, że dłuższa przerwa od inżynierii jest dla niego nie do pomyślenia. W czasie letnich miesięcy w ostatnich latach pracował między innymi nad sztuczną inteligencją w firmie Nvidia oraz w STARTUP-ie tworząc nową generacje samostresujących się samolotów. Zapytam dziś mojego gościa jakie refleksje towarzyszą mu na temat studiów zagranicznych z perspektywy czasu.

    Michale, co przesądziło o Twoim wyborze?

    Michał Adamkiewicz: Dzień dobry, uważam że między tymi trzema uniwersytetami… Wszystkie to są fantastyczne uniwersytety i wszędzie byłoby bardzo fajnie studiować. W moim przypadku uważam, że Stanford był najbardziej ukierunkowany na konkretne przedmioty, w których ja byłem zaciekawiony. Są to optymalizacja matematyczna, mechatronika, projektowanie rzeczy typu procesory. Mi się wydaje, że w moim przypadku to był konkretny wybór na jakie departamenty jacy profesorowie są na tych uniwersytetach i jakie specjalizacje mają.

    A powiedz przewodniczyłeś grupie Stanford Student Robotics. Czym zajmowała się Wasza grupa? Jakie najciekawsze projekty realizowaliście?

    Michał Adamkiewicz: Sposób, w który ja lubię myśleć o takich grupach to jest jak po prostu laboratorium badawcze prowadzone przez studentów. Moja rola w tej grupie to była na początku głównie budowanie zespołu i wymyślanie projektów, tak naprawdę organizacja grupy oprócz pracy technicznej. Jakie projekty zazwyczaj robimy? Jako grupa studencka mamy taki dylemat, że chcemy robić rzeczy, które są nie tylko ciekawe, ale też użyteczne dla ludzi. Niestety jako grupa studencka jest bardzo trudno konkurować z dużymi firmami, które mają dużo większe zasoby czy prawdziwymi laboratoriami prowadzonymi przez dorosłych profesorów. A więc znaleźliśmy taką niszę, że pracujemy wspólnie z laboratoriami badawczymi w dziedzinach innych niż inżynieria, głównie z biologii. Są grupy, które często potrzebują konkretnych rozwiązań inżynieryjnych, które my im po prostu budujemy, bo oni nie są inżynierami, więc nie mogą takich rzeczy budować. Przykłady projektów, które mamy to, mamy autonomiczną łódkę, która pomaga tym, którzy badają oceany. Łódka może dopłynąć i wziąć próbki wody, robić to dwa razy dziennie i że tak powiem, studenci, doktoranci nie muszą dopływać na kajaku i tej wody sami łapać. Mamy też małą robotyczną żabę, którą biolodzy używają do badania interakcji między żabami. Czy też mamy projekt gdzie mamy napisany algorytm dość inteligentny, który jest podłączony do sieci mikrofonów w różnych lasach i na podstawie dźwięków jest w stanie oceniać biodywersyfikację ptaków, które zamieszkują ten las.

    A czy mógłbyś mi powiedzieć co daje praca w organizacjach studenckich? Co Tobie osobiście dała?

    Michał Adamkiewicz: Moim zdaniem dała mi kilka rzeczy. Po pierwsze zdolność pracowania nad projektami inżynieryjnymi nie tylko samemu, ale również w grupie nad bardziej ambitnymi projektami, które wymagają 10-15 osób i tego jak w takim zespole się efektywnie komunikować, jak dzielić się pracą. Mi się wydaje, że to wszyscy ludzie, którzy przechodzą przez takie grupy, takie coś dostają. Biorąc pod uwagę, że ja dołączyłem do grupy jak była bardzo mała, tak naprawdę musiałem znaleźć dużo ludzi, namówić dużo ludzi, że to jest grupa, do której powinni dołączyć i myśleć jak to wszystko zorganizować. Mi osobiście też dała dużo, nauczyła mnie dużo organizacji, organizacji ludzi, prowadzenia zespołu.

    No właśnie, to zapytam też szerzej. Czy takie grupy są popularne na Twojej uczelni? Jaka jest ich rola w organizacji zajęć? Czy w Twojej opinii są to bardziej spotkania pasjonatów czy też działalność w takich grupach jest obowiązkowa dla studentów Stanforda?

    Michał Adamkiewicz: Może zacznę tutaj od tego ostatniego pytania, że są dla pasjonatów. Nie powiedziałem, że jest obowiązkowa, uczelnia nie przymusza nikogo do przynależenia do żadnej grupy, ale jakby biorąc pod uwagę ludzi, którzy są na Stanfordzie, wszyscy są pasjonatami czegoś. A więc tacy ludzie ze swojej natury chcą być w grupach takich, które rzeczywiście robią inne rzeczy, gdzie mogą poznać ludzi z podobnymi zainteresowaniami. Przecież grupy są popularne. Grupy studenckie ogólnie są bardzo popularne. Stanford ma ich bardzo dużo z przeróżnych dziedzin. Natomiast powiem, że grupy inżynieryjne są mniej popularne na Stanfordzie niż mi się wydawało. Mi się wydaje, że częściowo jest to dlatego, że dużo ludzi, dużo studentów po prostu idzie pracować w laboratorium bezpośrednio z profesorami i przez to mniejsza liczba osób ma chęć, że tak powiem bawienia się w grupy inżynieryjne i organizacje samemu.

    A powiedz z nieco innej strony. Jak wygląda życie studenckie na Stanfordzie? Czy jest miejsce na jakieś pozanaukowe zainteresowania, zabawy, imprezy studenckie? Czy to jest tak tylko nauka, sen, nauka?

    Michał Adamkiewicz: Powiem, że i tak, i tak. To wytłumaczę dlaczego. Moim zdaniem większość ludzi widzi naukę jako nie tylko naukę w ich dziedzinie w ich przedmiocie, ale wiele osób widzi naukę jako ogólny rozwój osoby. A więc na przykład jak ktoś jest częścią grupy studenckiej, która się zajmuje czymś zupełnie innym niż to co studiuje, np. jest osoba w grupie tańca albo uczy się gotować od kogoś, albo nawet spotyka nowych ludzi na jakiejś imprezie to ludzie nadal to widzą jako coś co rozwija osobę i też jakby w pewnym sensie się zalicza do nauki, nauki życia, nauki interfejsowania z ludźmi, ale nie jest to czysta taka nauka siedzenie w książkach tylko. Tylko dla przykładu wiemy, że niektóre grupy inżynieryjne też organizują własne imprezy i ludzie gadają o robotach podczas przyjęcia.

    A powiedz mi jeszcze na koniec. Wiemy, że amerykańskie uczelnie słyną z tego, że akademicy potrafią zakładać przedsiębiorstwa i komercjalizować swoje wynalazki. Czy młodzi ludzie są do tego zachęcani i wspierani przez uczelnię? Jak to wygląda?

    Michał Adamkiewicz: Powiedziałbym, że zdecydowanie tak. Na moim roku mam wielu znajomych, co pozakładali firmy w różnych dziedzinach czy o projektowaniu obwodów do rozwiązywania równań różniczkowych, poprzez różne firmy zajmujące się badaniami atmosferycznymi, przez firmy co robią sensory do różnych robotów. Tak są wspierani przez uniwersytet, nie tylko przez uniwersytet, ale też przez poszczególnych profesorów, którzy doradzają, komentują różne rzeczy i po prostu ze swojego doświadczenia są w stanie połączyć studentów, którzy chcą założyć taką firmę z jakimś mentorem albo kimś kto może dobrze im doradzić, bo zna np. już środowisko, do którego oni chcą dołączyć.

    Michale, bardzo dziękuję Ci za tę rozmowę i za udział w podcaście naukowym ADAMED SmartUP. Życzę Ci wielu sukcesów w realizowaniu pasji, planów naukowych. Mam też nadzieję, że nasza rozmowa stanie się dla wielu naszych słuchaczy inspiracją i przekona, że uczelnie zagraniczne są bliżej aniżeli nam się wydaje. Dziękuję bardzo do usłyszenia.

    Michał Adamkiewicz: Dziękuję.

    Podcast naukowy ADAMED SmartUP

  • Podcast naukowy ADAMED SmartUP

    Dużo mówimy w podcaście naukowym ADAMED SmartUP o najlepszych i najsłynniejszych, zagranicznych uczelniach, ale nie każdy chce i może studiować za granicą. Na szczęście w Polsce nie brakuje uniwersytetów, które potrafią zaoferować swoim studentom wyjątkowe możliwości edukacyjne. Dzisiaj opowiemy Wam o Międzywydziałowych Indywidualnych Studiach Matematyczno-Przyrodniczych na Uniwersytecie Warszawskim. To wyjątkowe miejsce na mapie polskich uniwersytetów. Dlaczego?

    Nieraz proste pytania wymagają skomplikowanych odpowiedzi. Na pytanie co studiujesz spodziewamy się zazwyczaj jednego słowa: prawo, historię, matematykę, fizykę, medycynę, ale są w Polsce studenci, którzy po usłyszeniu tego pytania biorą głęboki oddech i zaczynają wymieniać nie tyle kierunki, ile przedmioty. Bo w Polsce podobnie jak na wielu zagranicznych uczelniach wcale nie trzeba być zamkniętym w obrębie jednego wydziału. Swój przebieg studiów można układać jak klocki lego. Wasze naukowe pasje i zainteresowania nie muszą, i bardzo dobrze, koncentrować się na jednym przedmiocie albo na jednej dyscyplinie. Świat jest skomplikowany a Wy macie prawo do skomplikowanych zainteresowań.

    Międzywydziałowe Indywidualne Studia Matematyczno-Przyrodnicze na Uniwersytecie Warszawskim, czyli w skrócie MISMaP to wyjątkowy sposób, aby studiować to, co się naprawdę lubi. Czym zatem jest MISMaP? Formalnie są to tzw. studia międzyobszarowe, które pozwalają studiować w obszarach nauk ścisłych, przyrodniczych, społecznych i humanistycznych. W praktyce wygląda to tak, że studentka lub student pod opieką tutora, profesora lub adiunkta samodzielnie układa sobie plan zajęć i wybiera wykłady, które go interesują. A ma z czego wybierać, bo do dyspozycji ma aż 8 uniwersyteckich wydziałów: biologii; chemii; filozofii i socjologii; fizyki; geografii; geologii; matematyki, informatyki i mechaniki; oraz wydział psychologii. Brzmi imponująco prawda? Ale my na naszym podcaście naukowym ADAMED SmartUP jak każdy dobry naukowiec, musimy dane sprawdzić w praktyce. Dlatego zaprosiłam dzisiaj do rozmowy Agatę Momot. Agata była uczestniczką programu ADAMED SmartUP a dziś studiuje w Warszawie na Międzywydziałowych Indywidualnych Studiach Matematyczno-Przyrodniczych.

    Agato, wyjaśniałam naszym słuchaczom, że w przypadku studentów MISMaP pytanie „co studiujesz” nie jest takie proste, a jak to jest w Twoim przypadku?

    Agata Momot: Myślę, że to jest bardzo dobre pytanie, ponieważ ja sama kiedy w październiku rozpoczynałam, ja nie byłam pewna do końca na czym one polegają i tak już teraz na 3 roku, przygotowując się do licencjatu mogę trochę więcej o tym powiedzieć. Przede wszystkim student czy też osoba, która ubiega się o przyjęcie na studia, wybiera jeden kierunek główny, który zamierza studiować, może to być biotechnologia, chemia, filozofia, matematyka, informatyka. Dokładna lista kierunków głównych znajduje się na stronie MISMaPU, ja całości nie pamiętam. I teraz na każdym kierunku realizuje się określone minima programowe, czyli jest to lista przedmiotów, które dana osoba musi zrealizować. Dodatkowo student może zrealizować tak jak już wspominałaś przedmioty wybrane z oferty wszystkich wydziałów UW w szczególności na Kampusie Ochota, gdzie znajduje się większość wydziałów oraz też na wydziale filozofii, socjologii oraz psychologii, które znajdują się po za wydziałami, na Kampusie Ochota. Dodatkowo każdy student jest objęty opieką tutorską, osoby pracującej na Uniwersytecie ze stopniem co najmniej doktora.

    Wobec tego jakie są Twoje wiodące zainteresowania? Na co położyłaś nacisk?

    Agata Momot: Moje zainteresowania trzeba przyznać ewoluowały już od początku studiów, a raczej to na co kładę nacisk, ponieważ od zawsze interesowałam się biologią, natomiast rozpoczynając studia zamierzałam łączyć biologię, biotechnologię z bioinformatyką, czyli główna myśl biochemia i bioinformatyka. Dlatego na pierwszym roku realizowałam przedmioty z biotechnologii, chemii oraz bioinformatyki, na wydziale matematyki, chemii oraz biologii. Wówczas moim głównym kierunkiem była chemia. Na drugim roku zmieniło się to zdecydowałam się już zapisywać, na te dotyczące tylko informatyki, wówczas realizowałam przedmioty na wydziale fizyki, matematyki, informatyki i mechaniki, i wciąż biologii oraz chemii. Natomiast teraz np. skupiam się już tylko na informatyce oraz biotechnologii i nie decyduje się na przedmioty spoza stałych wydziałów, natomiast oficjalnie jestem na kierunku biotechnologia, ponieważ co jest ważne w ramach studiów międzywydziałowych można zmienić swój główny kierunek i wówczas obowiązują nas inne minima programowe, które musimy zrealizować.

    A powiedz proszę, jak układasz swój plan zajęć? Jaka jest też rola opiekuna naukowego ze strony uniwersytetu?

    Agata Momot: Dotychczas współpracowałam z dwoma pracownikami naukowymi na uniwersytecie i bardzo dobrze wspominam tę współpracę z profesorem Wojciechem Zwolakiem, natomiast obecnie z prof. Renatą Godlewską. Jeżeli chodzi o samo układanie planu, przede wszystkim musimy skupiać się na przedmiotach, które nas obowiązują i są w wykazie przedmiotów dla kierunku głównego. Podkreślam, że możemy też wybierać przedmioty z pozostałych wydziałów. Jest to określona liczba godzin, ale myślę, że nie jest to najważniejsze, żeby dokładnie przedstawić regulamin studiów tylko mniej więcej zarysować na czym one polegają. Ważne jest to, żeby dobierać tez przedmioty, które nie kolidują ze sobą, ale co też jest ważne nie musimy ograniczać się do danego roku studiów, czyli już na 1 roku jeżeli uważamy, że jesteśmy wystarczająco zaawansowani możemy brać przedmioty z 2 albo i z 3 roku studiów na dowolnym wydziale. Natomiast opiekun naukowy nadzoruje nasz rozwój, możemy się z nim kontaktować w dowolnej chwili, konsultować nasze wątpliwości, może nam doradzać a przede wszystkim też sprawdza czy to co wymyśliliśmy w naszym planie zajęć jest po prostu sensowne.

    Jak myślisz, co dają takie międzywydziałowe studia? Jaka jest wartość dodana w porównaniu ze zwykłym tokiem studiowania i z jakimi umiejętnościami ekstra wychodzą studenci MISMaP?

    Agata Momot: Przede wszystkim studia na MISMaP-ie w zależności od tego czy wybieramy tyle przedmiotów ile możemy, albo też ograniczamy się do minimalnej liczby, ponieważ nic nas nie ogranicza w zakresie liczby godzin, które zrealizujemy w danym roku. W zależności od tego jak trudną ścieżkę wybierzemy dla siebie też wyniesiemy różne umiejętności. Przede wszystkim jednak i to praktycznie w każdym przypadku to studia uczą umiejętności organizowania czasu, kiedy musimy nie dość, że ułożyć swój plan zgodnie z planami na różnych wydziałach, ponieważ siatki godzin różnią się to też musimy znaleźć odpowiedni czas na naukę i trzeba przyznać, że uczą też bardzo dużej dozy odpowiedzialności oraz umiejętności organizacji i zarządzania swoimi zadaniami.

    MISMaP brzmią trochę jak takie studia elitarne. Powiedz nam proszę o tym, jak się tam dostać? Czy rzeczywiście są elitarne? Czy proces rekrutacji jest inny niż w przypadku tradycyjnych wydziałów uniwersyteckich?

    Agata Momot: Jeżeli chodzi o proces rekrutacyjny, jest on podobny do wszystkich innych wydziałów Uniwersytetu Warszawskiego oraz innych podobnych kierunków. Mogą się różnić wymagania dotyczące przedmiotu, jednak tutaj trzeba przyznać, że maturzyści mają większą dowolność w wyborze przedmiotów, ponieważ ze względu na różnorodność kierunków jest też więcej przedmiotów dodatkowo dostępnych do zrealizowania czy to podania jako dodatkowy wynik w procesie rekrutacyjnym. Przede wszystkim trzeba jednak powiedzieć, że są to studia dosyć trudne i wymagające. Trzeba naprawdę dosyć dużo czasu poświęcić na naukę, ale też można bardzo wiele z tego wynieść, ponieważ możemy zdobyć wszechstronne wykształcenie w różnych dziedzinach i w praktyce nic nas nie ogranicza jak bardzo chcemy się rozwijać w różnych kierunkach.

    Wspomniałaś o rozwoju. Powiedz, czy o MISMaP myślałaś już w liceum? Czy chciałaś się przygotować w jakiś specjalny sposób do tego typu studiów? To znaczy czy brałaś udział w olimpiadach, konkursach naukowych czy jakiś innych projektach wykraczających po za standardowy tok nauki, które pomogły Ci później w procesie rekrutacyjnym?

    Agata Momot: Jeżeli chodzi o to czy wiedziałam o tych studiach wcześniej to myślę, że ten podcast jest bardzo pożyteczny, ponieważ nie, nie wiedziałam o MISMaP-ie i kiedy byłam w liceum praktycznie dowiedziałam się o studiach w ostatnim tygodniu rejestracji na Uniwersytet Warszawski od swojego znajomego, który wybierał się na humanistyczny odpowiednik MISMAP-u, bo MISMaP zajmuje się bardziej ścisłymi przedmiotami. Tydzień już po, nie tydzień, ale około miesiąc czy troszkę później po maturze, po napisaniu matury, dowiedziałam się o istnieniu MISMaP-u, więc to był bardzo przypadkowy, ale uważam, że bardzo dobry wybór. Jeżeli chodzi o to co pomogło mi dostać się na te studia to owszem uczestniczyłam w pewnych przedsięwzięciach czy konkursach, które ułatwiają rekrutację, ale trzeba też przyznać, że osoby, które po prostu bardzo dobrze napisały maturę również mogą aplikować na te studia i to z bardzo dużą szansą, że się dostaną. To co trzeba podkreślić to to, że w procesie rekrutacji dostajemy się bezpośrednio na MISMaP a później na wybrany kierunek główny. Na część kierunków istnieje limit miejsc, ile studentów MISMaP może kształcić się w ramach np. informatyki i wówczas należy przyznać, że głównie laureaci określonych olimpiad, czy ogólnie po prostu olimpiad mogą być pewni miejsca na danych kierunkach. Nie zapominajmy jednak o finalistach, ponieważ finaliści różnych olimpiad, ich wykaz też jest dostępny na stronie MISMAP-u, otrzymują 100% jako wynik z określonych matur, czyli np. finalista olimpiady z wiedzy ekologicznej, otrzyma 100% z matury z biologii. Tak będzie zapisane w systemie i taki będzie dla niego przelicznik punktów jakby otrzymał 100 % z matury z biologii, chociaż nie ma zapisane 100% na swoim świadectwie maturalnym.

    Dziękuję Ci bardzo za tę wyczerpującą wypowiedź. To na co zwróciłam też uwagę, co podkreśliłaś, że również uczniowie szkół podstawowych i szkół średnich, którzy myślą o kierunkach humanistycznych, również mają możliwość studiowania na międzywydziałowych indywidualnych studiach humanistycznych. To tez jest na pewno ważna informacja. No dobrze, to teraz chciałabym Cię zapytać o taką rzecz: Agato, jak oceniasz wsparcie naukowe otrzymane w programie ADAMED SmartUP? Na czym ono polegało?

    Agata Momot: Przede wszystkim obóz naukowy ADAMED SmartUP był jedną z najważniejszych rzeczy w moim życiu jeżeli chodzi o motywację do nauki, albo też o ludzi, których poznałam, ponieważ pochodziłam z raczej mniejszej miejscowości jeżeli mielibyśmy porównywać możliwości naukowe w różnych miastach, czy innych uczelniach, które są oferowane na danym terenie czy w pobliżu naszego miejsca zamieszkania. Przede wszystkim atmosfera można powiedzieć na obozie, to że miałam styczność z osobami, które nie dość, że prowadziły jakieś prace naukowe i umożliwiły mi też przeprowadzanie jakichś drobnych prac naukowych, w zakresie swoich umiejętności czy też możliwości. Umiejętności wciąż nabywałam podczas tego obozu, to jednak przede wszystkim była to ogromna motywacja, inspiracja też do rozwoju do poszukiwania nowych rozwiązań. Właściwie to był chyba pierwszy czas kiedy spotkałam osobę, która studiowała za granicą. Powiedziała, że „tak, można tak zrobić”. Zupełnie nowe perspektywy i tez inspirujące osoby. Niektórych wydarzeń z życia nigdy nie zapomnę, a niektóre przyjaźnie wciąż chciałabym kontynuować. Na pewno jednak sam obóz naukowy bardzo dużo zmienił w moim życiu i umożliwił mi ukierunkowanie się na zajęcia ścisłe, na dziedziny ścisłe.

    Wróćmy jeszcze na chwilę do studiów. Czy na studiach miałaś okazję brać udział w jakiś międzynarodowych projektach. Na stronie internetowej MISMaP można przeczytać między innymi o uczestnictwie studentów w pracach nad czarną materią w Europejskim Ośrodku Badań Jądrowych koło Genewy, o konstrukcji tomografu, stanu polaryzacji światła, badaniem różnych odmian insuliny czy analizie danych promieniowania podczerwonego zebranych przez satelitę AKARI.

    Agata Momot: Trzeba przyznać, że zarówno MISMaP jak i ogólnie Uniwersytet Warszawski oferują bardzo duże możliwości rozwoju, też uczestnictwa w projektach naukowych prowadzonych przez różne instytucje badawcze. To z czego ja skorzystałam to był np. wolontariat Międzynarodowej Instytucji Biologii Molekularnej i Komórkowej w Warszawie, gdzie w laboratorium bioinformatyki i inżynierii białka zajmowałam się programowaniem oraz uczestniczyłam w innych przedsięwzięciach organizowanych przez laboratorium, które jednak są może troszeczkę w jakiś sposób utajnione i myślę, że to też jest pewien element zachęcający do angażowania się w różne przedsięwzięcia, że nie dość, że uczestniczymy w poszerzaniu zakresu naszej wiedzy to jest tak jakby jeszcze praca od wewnątrz, praca bezpośrednio z czymś co się tworzy i o czym nikt jeszcze nie wie. Ale nie mówiąc już o samych poważnych instytucjach naukowych, możemy też założyć koło naukowe lub uczestniczyć w kole naukowym. Wystarczy po prostu znaleźć opiekuna naukowego i to wcale nie jest aż takie błahe zajęcie, ponieważ nie tylko założyciele kół naukowych, ale po prostu uczestnicy, więc warto się prostu zrzeszać w ramach kół naukowych żeby zdobywać nowe umiejętności. W każdym razie, zarówno założyciele jak i uczestnicy wyjeżdżają na konferencje naukowe, gdzie prezentują swoje prace badawcze, po za tym Uniwersytet umożliwia czy też udostępnia laboratoria badawcze do przeprowadzania własnych badań, oczywiście wszystko pod opieką opiekuna. W szczególności np. opiekuna naukowego wybranego w ramach MISMaP, który też trzeba przyznać, że doradził mi w wielu kwestiach naukowych, od tego jest opiekun naukowy MISMaP, od tego jest tutor, żeby właśnie umożliwić rozwój w kierunku, który nas pociąga a my nie znamy jeszcze po prostu wszystkich możliwości, ponieważ Pan prof. Zwolak np. mi polecił laboratorium bioinformatyki w Instytucie Międzynarodowym. Okres, który tam spędziłam, uważam za jeden z najlepszych w moim życiu, jeżeli chodzi o działalność naukową.

    Wszystko to brzmi bardzo poważnie, ale jednocześnie bardzo ciekawie. A chciałabym jeszcze, żebyś mi powiedziała jak wyglądają studia na MISMaP od strony praktycznej. Warszawa to przecież duże miasto, a poszczególne wydziały są często od siebie bardzo oddalone. Ja wiem, że obecnie przy edukacji zdalnej pewnie nie jest to problemem, ale jak to wygląda gdy zajęcia mają charakter stacjonarny? Czy musisz pędzić co chwila z jednego końca stolicy na drugi czy być może wszystko masz w jednym miejscu?

    Agata Momot: Powinniśmy zacząć od lokalizacji wydziałów, które wchodzą w skład MISMaP, ponieważ większość wydziałów znajduje się na Kampusie Ochota, który jest zlokalizowany na południowy zachód od centrum, ale też bardzo blisko centrum Warszawy, Dworca Centralnego a przede wszystkim jeszcze bliżej dworca zachodniego, znajduje się tam wydział: matematyki, informatyki, mechaniki, chemii, biologii, fizyki. Jeżeli mówimy o wydziale filozofii i socjologii faktycznie znajdują się troszeczkę dalej, chyba jest około 40 minut podróży na Krakowskie Przedmieście, gdzie można też zauważyć Zamek Królewski i ogólnie trzeba przyznać, że te wydziały są w dosyć ładnych miejscach położone, jeżeli dobrze pamiętam ich lokalizację. Wydział Psychologii tez znajduje się winnym miejscu, ale musze przyznać, że nie pamiętam niestety gdzie to dokładnie. W każdym razie tylko te dwa wydziały są dosyć problematyczne, jeżeli decydujemy się łączyć przedmioty ścisłe z kierunkami społecznymi czy z filozofią albo z psychologią. W każdym razie znam też osoby, które mimo wszystko zdecydowały się na studiowanie filozofii i chemii albo informatyki i psychologii. Moja koleżanka ukończyła właśnie MISMaP z dyplomem z informatyki oraz chyba jeszcze kończy chyba psychologię, psychologia trwa 5 lat. Więc przy odpowiedniej organizacji czasu i odpowiedniej wytrwałości można połączyć studiowanie kierunków ścisłych z filozofią, socjologią czy psychologią. Jednak podkreślam, że większość wydziałów jednak znajduje się na Kampusie Ochota i to co ważne jest też do wspomnienia to, podobno chociaż nie jest to potwierdzona informacja, wydział psychologii ma również się przenieść na Kampus Ochota, co zdecydowanie ułatwiłoby studiowanie również psychologii.

    Powiedz nam proszę o swoich planach na przyszłość. Czy wiesz już co chcesz robić po zakończeniu studiów?

    Agata Momot: Przede wszystkim chciałabym jakoś połączyć biologię z informatyką w swoim życiu i bardzo by mi na tym na razie zależało, ale to co trzeba przyznać to niepodważalna zaleta studiów czyli różnorodne umiejętności, które możemy wówczas nabyć, dlatego nawet jeżeli zmienię swoje zdanie w przyszłości, to istnieje szansa, że mogłabym spróbować po prostu swoich sił w programowaniu, ale z drugiej strony mogę tez mieć dyplom z biotechnologii, pracować jako biotechnolog w laboratorium. Jest zdecydowanie więcej ścieżek rozwoju, które muszę wybrać a trzeba też przyznać, że studia MISMaP jako studia zarówno wymagające jak i kształcące studentów w różnorodnych kierunkach, na pewno byłyby cenione przez pracodawcę jako dobra marka.

    Agato, bardzo dziękuję Ci za tę rozmowę i udział w podcaście naukowym ADAMED SmartUP. Życzę Ci wielu sukcesów w realizowaniu pasji i planów naukowych. Mam też nadzieję, że nasza dzisiejsza rozmowa stanie się dla wielu naszych słuchaczy inspiracją i przekona do tego typu studiów. Dziękuję bardzo i do usłyszenia.

    Agata Momot: Dziękuję.

    Podcast naukowy ADAMED SmartUP

  • Zijn er afleveringen die ontbreken?

    Klik hier om de feed te vernieuwen.

  • Podcast naukowy ADAMED SmartUp

    Dzień dobry. Spotykamy się już po raz kolejny, żeby porozmawiać o studiach za granicą. O tym, czy warto próbować swoich sił na renomowanych zagranicznych uczelniach rozmawiam dziś z Martyną Strupczewską z Fundacji Adamed.

    Co państwa zdaniem dają studia za granicą w najlepszych uniwersytetach?

    Martyna Strupczewska: Na pewno studiowanie na najlepszych uczelniach, czy to w Polsce, czy za granicą, daje niesamowitą możliwość poznania inspirujących wykładowców, ale też wzrastania i rozwijania się w gronie osób, które mają podobne ambicje i które mogą być też dla nas świetną inspiracją do tego rozwoju.

    Kiedy według pani młoda osoba powinna zacząć przygotowywać się do studiów zagranicznych? Czy o tym trzeba myśleć już w 1 klasie liceum lub technikum, a może później?

    Martyna Strupczewska: Na pewno to istotna decyzja w życiu każdej osoby – na jaki uniwersytet, na jaką uczelnię się dostanie, z jaką uczelnią zwiąże tych kilka swoich lat, które tak naprawdę są momentem formującym każdego młodego człowieka, kiedy ma czas na bardzo szeroki rozwój, na poszerzanie horyzontów, na próbowanie i sprawdzanie swoich możliwości. Dlatego tak naprawdę niezwykle istotne jest już na wczesnym etapie liceum czy technikum, czy innej szkoły zastanowić się, jakie mam możliwości, gdzie chciałbym studiować, dlaczego właśnie tam. Czy jest to związane z tym, że znam kogoś, kto tam studiował, czy po prostu gdzieś z tyłu głowy zakodowała mi się taka informacja, że to jest świetna opcja i możliwość. Zbudować sobie taką po prostu mapę i tak naprawdę najlepiej jest tę mapę weryfikować i zastanowić się właśnie, jakie są motywy i dlaczego chcielibyśmy swoje najbliższe kilka lat związać z tą, a nie z inną uczelnią. I bardzo się cieszymy, że nasi uczestnicy rozmawiają między sobą, wymieniają się swoimi doświadczeniami i dzięki temu, mamy nadzieję, podejmują bardziej świadome i przemyślane decyzje.

    Na koniec jeszcze chciałam panią zapytać: czy wspierają państwo tylko decyzje o studiach zagranicznych, czy również możliwości studiowania w Polsce?

    Martyna Strupczewska: Możemy się pochwalić, że w szeregach naszych absolwentów są studenci naprawdę najlepszych uczelni zarówno w Polsce, jak i poza jej granicami. Jesteśmy bardzo dumni z ich sukcesów, z tego jak się rozwijają, w jakich projektach biorą udział i jakie mają marzenia dotyczące swojego życia i naprawdę z całą pewnością mogę powiedzieć, że jesteśmy przekonani, że będą zmieniać ten świat na lepszy.

    Dziękuję bardzo za tę rozmowę. Mam nadzieję, że wszystkie wątpliwości zostały tutaj już rozwiane i że wiele osób chętnie skorzysta z oferty ADAMED SmartUp.

    Dzisiaj przedstawimy Wam najlepszą politechnikę w Europie, według rankingów 3. na świecie. Jest to Politechnika Federalna w Zurychu, w skrócie ETH [Zürich]. Z ETH związanych było lub jest 21 laureatów Nagrody Nobla. Dziesięcioro z chemii, dziewięcioro z fizyki i dwoje z medycyny. To tu matematykę i fizykę studiował przez 4 lata Albert Einstein, który później został na Politechnice Federalnej wykładowcą i profesorem fizyki teoretycznej. Brzmi bardzo poważnie, prawda? To posłuchajcie tego.

    To, co przed chwilą usłyszeliśmy, to fragment utworu o swojej uczelni nagrany przez studentów ETH, może więc Politechnika Federalna w Zurychu jest miejscem właśnie dla Was.
    O tym, jak to jest tam studiować, rozmawiam dzisiaj z Michałem Bączykiem, który od września 2019 roku jest studentem Wydziału Fizyki. Dodam tylko, że wcześniej Michał obronił licencjat z fizyki na Uniwersytecie w Cambridge.

    Michale, co cię skłoniło do podjęcia studiów zagranicznych i kiedy zacząłeś myśleć o takiej możliwości?

    Michał Bączyk: Kiedy studiowałem na Cambridge, już naturalną kontynuacją wydawało się dla mnie, żeby szukać ofert uczelni właśnie na całym świcie, chcąc przeżywać jakieś przygody i rozszerzać swoje horyzonty. Padło na ETH [Zürich] właśnie dlatego, że jest to w Europie kontynentalnej najlepsza uczelnia, więc jeśli chodzi o Europę, jest to naprawdę dobry wybór, a poza tym z fizyki ETH prezentowało bardzo szeroki wybór kursów z informacji kwantowej, którą się zainteresowałem. I to też był argument, żeby pójść w tę stronę. Dodatkowo magisterka trwa dłużej niż w Anglii, gdzie kończyłem licencjat. Na ETH trwa 2 lata i można więcej czasu poświęcić na znajdowanie swojej specjalności i specjalizacji. Na Cambridge jest to tylko rok, więc bałem się, że będzie to dla mnie za krótko, bo chciałem się rozeznać, w którą stronę dokładnie chcę iść, bo chcę kontynuować moją przygodę z fizyką również na doktoracie.

    Kierunek, który wybrałeś, to fizyka kwantowa?

    Michał Bączyk: Ogólnie aplikuje się na fizykę, natomiast można wybierać wiele kursów. I tak, wybrałem informację kwantową, dokładnie mówiąc.

    Czy mógłbyś nam powiedzieć, jak wygląda przeciętny dzień studenta Politechniki Federalnej? Kontynuujesz naukę na studiach, zatem myślę, że tu już z perspektywy takiego studenta z doświadczeniem możesz nam o tym opowiedzieć.

    Michał Bączyk: Dzień nie różni się zbyt wiele od tego, jak to wygląda w Polsce, czyli standardowo są wykłady, ćwiczenia, laboratoria. Natomiast ciekawą rzeczą, która jest trochę inna, jest praca magisterska, tj. 6 miesięcy pracy własnej nad jakimś już konkretnym zaawansowanym zagadnieniem. Przez te 6 miesięcy nie robi się absolutnie nic innego, tylko skupia się na magisterce. Czyli nie jest to obok jakichś tam wykładów czy ćwiczeń, tylko potrzebne jest całkowite skupienie na temacie.

    Czy wiąże się to również ze spotkaniami z profesorami, z wykładowcami? Wygląda to podobnie do sytuacji w Polsce czy nieco inaczej?

    Michał Bączyk: Tak, ma się swojego supervisora i jest to profesor bądź asystent profesora, jeden z podroków czy doktorantów. Są spotkania regularne, w zależności od grupy się to różni, cotygodniowe, codwutygodniowe. Supervisor kontroluje, czy wszystko idzie do przodu i podpowiada w sytuacjach, kiedy coś jest niejasne.

    A powiedz nam coś na temat samej uczelni. Czy charakteryzuje ją jakieś wyjątkowe wyposażenie, czy możliwość przeprowadzania niezwykłych eksperymentów? Jakieś takie ciekawostki.

    Michał Bączyk: Na pewno jeśli chodzi o ETH, to właśnie z dziedziny fizyki kwantowej w kierunku komputerów kwantowych ETH ma bardzo dobre wyposażenie, jedne z najlepszych na świecie. Więc myślę, że jeśli ktoś jest zainteresowany – ja jestem zainteresowany bardziej ze strony teoretycznej –bardziej ze strony praktycznej, to może pracować nad najciekawszymi zagadnieniami, które spędzają sen z powiek naukowcom w dziedzinie komputerów kwantowych. Więc wyposażenie jest naprawdę świetne, notabene ETH planuje otworzyć Centrum Technologii Kwantowych, w którym skupienie będzie właśnie na technologiach kwantowych, ich rozwoju. Bardzo prężnie się rozwija w tym kierunku.

    Mówiłam wcześniej, że na twojej uczelni studiował Albert Einstein. Czy jego postać jest jakoś szczególnie wyróżniona w kampusie?

    Michał Bączyk: O ile się nie mylę, jest kafejka Einsteina, gdzieniegdzie można znaleźć jego popiersie. Natomiast tak jak pani powiedziała we wstępie, jest wiele innych, wybitnych laureatów Nagrody Nobla, m.in. Wolfgang Pauli był związany bardzo, nawet jeszcze chyba bardziej niż Einstein, z Zurychem i z ETH, jego popiersie też widnieje na Wydziale Fizyki.

    Czy trudno było się dostać na twoją uczelnię i czy możesz nam opowiedzieć, jak wygląda proces rekrutacji? Czy konieczna była tutaj matura międzynarodowa? Ja wiem, że ty troszeczkę z innego pułapu startowałeś już, bo kontynuujesz naukę po studiach w Cambridge, ale jak wygląda ten proces rekrutacyjny?

    Michał Bączyk: Pod koniec listopada, na początku grudnia należy złożyć wszystkie dokumenty – obecnie zostało to przeniesione wszystko i prawdopodobnie tak zostanie – do systemu online. Dokumentów jest dużo, bo trzeba złożyć dyplom ukończenia studiów licencjackich, swoje oceny z licencjatu, trzeba też złożyć przetłumaczoną maturę z liceum, nie musi to być matura międzynarodowa, ale takie informacje też są wymagane. Dodatkowo, jeśli ktoś nie studiował w kraju anglojęzycznym na licencjacie tak jak ja, certyfikaty językowe. Tych dokumentów jest dość dużo, ale ETH ma bardzo sprawny system działający jak szwajcarski zegarek, więc wszystko jest wyszczególnione na stronie i wszystkie informacje można znaleźć. Jeśli ktoś chce znaleźć, to nie ma żadnego problemu, jakiejś dezinformacji. No i potem po prostu decyzja jest na podstawie złożonych dokumentów, wtedy dostaje się po prostu maila z zawiadomieniem, że się dostało bądź nie.

    Wiem, że w projektowaniu twojej naukowej kariery wsparł cię program naukowy ADAMED SmartUp. Czy możesz opowiedzieć o swoich kontaktach z tym programem i o otrzymanej pomocy?

    Michał Bączyk: Niewątpliwie program ADAMED SmartUp był niewyobrażalną pomocą przy aplikowaniu na studia zagraniczne. Już podczas obozu, na który dostałem się po standardowej rekrutacji do programu, zaczęto rozmawiać o studiach za granicą, ja też zacząłem się tym interesować. Później dostałem blok indywidualnego wsparcia. W ramach tego wsparcia było właśnie pokierowanie, jak aplikować, gdzie aplikować, które uczelnie warto rozważyć, a dodatkowo takie merytoryczne przygotowanie, czyli przygotowanie do matury, konwersacje z angielskiego, tak żeby wdrożyć się już w język, i dodatkowo też przygotowanie do egzaminów specjalistycznych, takich jak STEP, który jest wymagany na uczelnie, na kierunek matematyka na Cambridge.

    A powiedz, jak wyglądają pierwsze miesiące na uczelni? Jak wyglądają relacje z innymi studentami, kwestia znajomości języka obcego, radzenia sobie z nim?

    Michał Bączyk: Na ETH od poziomu magisterki na wszystkich kierunkach program jest realizowany po angielsku i też angielski jest językiem, w którym się porozumiewa i załatwia wszystkie sprawy, więc jeśli chodzi o to, tu już nie miałem problemu, gdyż język angielski miałem wyrobiony po 3 latach studiów w Anglii. To jest bardzo dobre, że ETH tak otwiera się na studentów zagranicznych. Powiedziałbym, że 40% studentów studiów magisterskich to studenci spoza Szwajcarii, więc jest to bardzo duży odsetek. Natomiast jeśli chce się bardziej zaangażować w lokalną kulturę, to jednak język niemiecki jest potrzebny i jest pewna bariera, jeśli się go nie zna na poziomie płynnym. Ja jednak nie do końca się czuję włączony ogólnie w społeczeństwo, natomiast sama uczelnia jest bardzo międzynarodową instytucją.

    A czy dostrzegasz różnicę między zdobywaniem nauki w języku ojczystym a w języku obcym?

    Michał Bączyk: Jeśli chodzi o moją specjalizację, to nie była to dla mnie przeszkoda. W fizyce jest bardzo duże skupienie na modelowaniu matematycznym, na rozwiązywaniu równań, takim zrozumieniu, wizualizacji pewnych pojęć; a w pewnym sensie matematyka jest językiem międzynarodowym, więc nie stwarzało to większych problemów. Natomiast myślę, że jeśli ktoś idzie na jakiś kierunek, na którym znacznie więcej trzeba czytać, np. historię, nauki społeczne, to ten język będzie większą barierą, ale to jest wszystko kwestia wprawy. Mimo że pierwsze miesiące mogą być trudne, to później nawet człowiek nie zauważa, kiedy zdobywa umiejętności językowe właśnie poprzez taką całkowitą imersję, zanurzenie w środowisku, gdzie jest się cały czas otoczonym tym językiem.

    No właśnie, a jak żyje się na co dzień w obcym kraju i czy są rzeczy, których najbardziej brakuje ci z Polski, z Twojego domu?

    Michał Bączyk: Wydaje mi się, że przede wszystkim może brakować tych właśnie takich naturalnych kontaktów. Pomimo że osoby opanowują doskonale język angielski, są spotkania międzynarodowe, to jednak pewne sposoby myślenia, pewne nawet żarty istnieją tylko w tym naturalnym środowisku, w którym się wychowało. Dlatego może brakować takiej spontaniczności, takiej całkowitej swobody. Trudno jest się nauczyć języka, którego się nie zna od dziecka, w taki sposób, żeby czuć się w nim całkowicie pewnie i całkowicie naturalnie – tego może brakować. Poza tym jest też wiele ciekawych przeżyć: poznaje się nowe miejsca, poznaje się tutejsze tradycje, jakieś zwyczaje, święta, które obchodzą, które są inne niż w Polsce, więc jest też dużo ciekawych rzeczy, dużo nowych spojrzeń na te same rzeczy.

    A powiedz mi jeszcze, jak wyglądają relacje towarzyskie. Bo wspominałeś o tym, że na tym etapie, na którym jesteś teraz, właściwie skupiasz się na pisaniu pracy magisterskiej, musisz poświęcić na to kilka miesięcy – jak tutaj właśnie wyglądają te relacje towarzyskie? Czy jest czas na coś innego niż nauka, czy skupiasz się tylko na nauce?

    Michał Bączyk: Wydaje mi się, że na ETH zdecydowanie jest czas na coś innego niż nauka, tam jest system semestralny tak jak w Polsce, jest to wszystko rozłożone w czasie. No wiadomo, że podczas sesji jest trochę mniej czasu, natomiast czas na spotkania na pewno się znajdzie. W obecnej sytuacji to trochę trudne i nawet niezalecane, więc tych spotkań nie ma, natomiast jest taka możliwość na pewno.

    To jeszcze na koniec chciałabym cię zapytać, bo myślę, że to szczególnie będzie interesować naszych słuchaczy, jak studia w Zurychu w Szwajcarii wyglądają finansowo. Czy są drogie? Czy są możliwe stypendia? Ewentualnie jakie kryteria trzeba spełnić, żeby te stypendia otrzymać? I od razu tutaj jeszcze chciałabym cię dopytać też, czy Szwajcaria jest rzeczywiście dla nas takim drogim krajem, jak się wydaje?

    Michał Bączyk: Koszty samych studiów to nie jest dużo, 1500 franków rocznie. To jest taka opłata administracyjna, którą się płaci, ale później wszystkie dyplomy i inne sprawy formalne załatwia się za darmo, więc to jest taka opłata na zaś. Natomiast koszty życia w Szwajcarii są bardzo wysokie. To jest 20 000 franków rocznie, więc to są ogromne pieniądze. W moim przypadku – udało mi się znaleźć pracę, więc cały czas równolegle do studiów pracuję. Jako że praca jest na warunkach szwajcarskich, też pensja jest szwajcarska, więc to pomaga mi pokryć koszty mojego życia, również jeszcze ze wsparciem finansowym od rodziców, więc z tym jest problem. Są stypendia, są przyznawane dla uczniów wybitnych, czyli są to stypendia za wyniki. Jeśli było się bodajże w pierwszych 5% na swojej uczelni, to wtedy można się starać o takie stypendium i ono całkowicie pokrywa wszystkie koszty. Jeżeli ktoś nie dostanie tego stypendium, to może dostać stypendium takie połowiczne, które pokrywa pół kosztów życia. Natomiast jeżeli ktoś wybiera się szczególnie na kierunki techniczne, to myślę, że jest możliwość znalezienia pracy, gdyż bardzo dużo studentów ma jakąś pracę na część etatu, głównie w sektorze informatycznym, analizy danych i pokrewnych dziedzinach. Jeśli chodzi więc o to, jak tam to wygląda, to polecałbym aplikowanie na ETH już na poziomie właśnie magisterki, tak jak ja to zrobiłem, gdyż wtedy jest język angielski, jest też właśnie więcej opcji pracy, gdyż ma się już więcej doświadczenia, i więcej opcji stypendiów. Natomiast jeśli chodzi o poziom licencjatu to po brexicie nie wiadomo, jak to będzie wyglądać z Anglią, więc polecałbym rozglądać się w kierunku Niemiec, gdzie te koszty życia są dużo mniejsze niż w Szwajcarii, też są duże stypendia, a studia są za darmo bądź z jakąś opłatą administracyjną. Natomiast wracając do pani pytania jeszcze o samo to, czy Szwajcaria jest rzeczywiście drogim krajem, to odpowiedź stety bądź niestety brzmi: tak.

    A powiedz mi jeszcze, tak rzeczywiście na sam koniec, o kwestii zamieszkania. Czy mieszkasz w mieszkaniu wynajętym, czy może w akademiku? Czy w ogóle są akademiki, z których studenci mogą korzystać?

    Michał Bączyk: W Szwajcarii obowiązuje taki system jak w Niemczech, czyli są tak zwane WG Wohngemeinschaft, w których po prostu wynajmuje się pokój i dzieli się kuchnię i łazienkę z innymi studentami. Więc można właśnie wynajmować od takich firm, które zajmują się tylko i wyłącznie tym, że posiadają te mieszkania. Mnie się udało zdobyć mieszkanie od uczelni, tak jakby w akademiku, więc tu też miałem szczęście. Więc akademiki też są i są przeznaczone dla osób zagranicznych w pierwszej kolejności i dla tych, które dostają stypendia, tak żeby osoby, które przyjeżdżają z zewnątrz, miały mniejszy problem ze znalezieniem mieszkania.

    Michale, bardzo ci dziękuję za te rozmowę, za udział w podcaście naukowym ADAMED SmartUp. Wspominałeś podczas tej naszej rozmowy, że myślisz już intensywnie o doktoracie, w związku z czym ja życzę ci wielu, wielu sukcesów naukowych i rozwijania swoich pasji, swoich zainteresowań. Mam nadzieję też, że ta nasza rozmowa stanie się dla wielu słuchaczy inspiracją i rzeczywiście przekona, że uczelnie zagraniczne są bliżej nas, niż nam się wydaje. Dziękuję bardzo, do usłyszenia.

    Michał Bączyk: Dziękuję bardzo.

    Podcast naukowy ADAMED SmartUp

  • Podcast naukowy ADAMED SmartUP

    Dziś kolejny raz spotykamy się, by porozmawiać o studiach za granicą w najlepszych uczelniach na świecie. Pewnie dla wielu osób nadal brzmi to mało realnie. Dlatego warto pamiętać, że są programy i organizacje, które pomagają realizować naukowe marzenia młodych ludzi. O tym, czy warto próbować swoich sił na renomowanych zagranicznych uczelniach, rozmawiam z Martyną Strupczewską z Fundacji Adamed. Przypomnijmy, że w ramach programu ADAMED SmartUP fundacja wspiera najzdolniejszych nastolatków w Polsce, wykazujących talent w zakresie nauk ścisłych i przyrodniczych. Pani Martyno, co roku w wakacje ADAMED SmartUP organizuje obóz naukowy. Co się w jego trakcie dzieje? Jaka jest rola tego obozu?

    Martyna Strupczewska: Coroczny obóz naukowy ADAMED SmartUP to naprawdę dwa niesamowite tygodnie spotkań 50 nastolatków wybranych w naszym procesie rekrutacji. Są to dwa niesamowite tygodnie, dlatego że oczywiście mają oni mnóstwo zajęć merytorycznych prowadzonych przez świetnych wykładowców, młodych naukowców, którzy sami mają już bardzo wiele doświadczeń, z chęcią się nimi dzielą, ale to przede wszystkim czas, kiedy tych 50 uczestników może się spotkać, może rozmawiać i naprawdę często zmienić swój pomysł na przyszłość, poszerzyć swoje horyzonty, pomyśleć o rozwiązaniach, o których wcześniej nie miało odwagi, bądź nie miało pomysłu.

    To prawda, ale, jak wiemy, nie samą nauką młody człowiek żyje. Mówiła pani o nowych znajomościach. Czy te przyjaźnie zawarte podczas obozów ADAMED SmartUP są kontynuowane?

    Martyna Strupczewska: Nasi uczestnicy, nasi absolwenci rozmawiają ze sobą i dzięki temu też ich spojrzenie i perspektywa na otaczający świat się poszerza i mogą korzystać tak naprawdę z doświadczenia innych osób. Trzysta osób wzięło udział w naszych obozach naukowych. To, co nas naprawdę cieszy, to jest fakt, że znajomości, które są zawierane podczas tych dwóch tygodni, są kontynuowane, a bardzo często przeradzają się w wieloletnie przyjaźnie. W poprzednich latach organizowaliśmy również zjazdy absolwentów ADAMED SmartUP i był to czas, kiedy osoby, które uczestniczyły w innych edycjach, mogły się poznać z uczestnikami pozostałych. Dzięki temu mogą chociażby z pierwszej ręki dowiedzieć się, jak to jest studiować na konkretnym, danym kierunku lub konkretnej uczelni. Coś, czego nikt nigdy nie dowie się na żadnej stronie internetowej, nie odnajdzie tego w folderach informacyjnych.

    A proszę powiedzieć naszym słuchaczom: czy ADAMED SmartUP to także naukowa aktywność pomiędzy trwaniem corocznej edycji programu?

    Martyna Strupczewska: Dotychczas koncentrowaliśmy się oczywiście na spotkaniach bezpośrednich, na warsztatach naukowych, które były organizowane w całej Polsce. Ten rok przyniósł oczywiście zmiany i przenieśliśmy się do świata online, ale nie zaprzestaliśmy tych spotkań, żeby jak najszerzej zachęcać młodych ludzi do spróbowania swoich sił. Oprócz tego od lat jesteśmy aktywni oczywiście w social mediach i tam staramy się pokazywać, jak interesująca jest nauka, z czym się wiąże; a także pokazywać młodym ludziom, jakie mają możliwości, co robią ich rówieśnicy. Najważniejsza tak naprawdę dla młodego człowieka jest sama świadomość tego, jakie stoją przed nim możliwości. Nie każdy ma takie informacje na wyciągnięcie ręki. Nie każdy od razu wie po prostu, w czym chce się rozwijać i co jest dla niego najbardziej fascynujące. Często też widzimy, że dużo osób dokonuje wyborów, które wydają się po prostu popularne wśród rówieśników. Dlatego tak ważne jest zrozumienie, co mogę robić ze swoim życiem, co mogę studiować, jakie są uczelnie, jakie są kierunki, a tak naprawdę – co jest dla mnie w tym wszystkim najciekawsze i najbardziej fascynujące.

    Dziękuję bardzo za tę rozmowę. Jestem pewna, że przekona ona naszych słuchaczy do tego, że warto myśleć o uczestnictwie w programie ADAMED SmartUP oraz o studiach zagranicznych.

    Dzisiaj odwiedzimy Szkocję, a konkretniej Edynburg, rodzinne miasto Aleksandra Grahama Bella, wynalazcy telefonu. To tu od XVI wieku działa Uniwersytet Edynburski, jedna z najlepszych uczelni na świecie. Gdy szukałam informacji o niej, znalazłam na YouTubie fragment ceremonii rozpoczęcia roku akademickiego 2015. Posłuchałam i pomyślałam sobie, że krótka wypowiedź ówczesnego wicerektora tej uczelni powie nam więcej o charakterze tego miejsca niż lista noblistów czy słynnych postaci, które ukończyły Uniwersytet Edynburski, a też jest ich sporo. Posłuchajmy zatem.

    Znajdziecie tu studentów z ponad 160 krajów. Żadna uczelnia na świecie nie ma tak międzynarodowej grupy. To daje wam okazję nie tylko do uczenia się ciekawych przedmiotów, ale też poznawania ich wśród osób z różnych kultur, to pozwoli wam czerpać z ich doświadczeń. Zobaczycie, że to ogromna przewaga zarówno tutaj, jak i po studiach. Uczelnia o międzynarodowym zasięgu powinna zajmować się problemami całego świata. Nelson Mandela powiedział kiedyś, że najpotężniejszą bronią jest edukacja. Studiując tu, lepiej zrozumiecie wyzwania stojące przed ludzkością – to bieda, głód, zmiany klimatyczne, technologia, wojny i konflikty – oraz dowiecie się o tym, co można z tym zrobić. Na koniec powiem o zakresie tego, czego możecie się tu nauczyć. Przez pierwsze dwa lata będziecie mieli wiele okazji do wykraczania poza wybraną gałąź wiedzy, skorzystajcie z tego. Postęp rodzi się tam, gdzie iskrzy między różnymi dziedzinami wiedzy. To, że nie będziecie wiedzieli, jaką iskrę rozwoju rozpalacie, to tak naprawdę w tym wszystkim najpiękniejsze. Bawcie się dobrze.

    No cóż, brzmi wspaniale, ale też wiadomo, że przy takiej okazji mówi się same najlepsze rzeczy. Żeby dać Wam jednak wgląd w prawdziwe życie uczelni, zaprosiłam dziś do rozmowy Marcina Maniaka, który od września 2019 roku studiuje nauki biologiczne na Uniwersytecie Edynburskim.

    Marcinie, co skłoniło cię do podjęcia studiów zagranicznych i kiedy zacząłeś myśleć o takiej możliwości?

    Marcin Maniak: O możliwości studiowania na uczelni zagranicznej zacząłem myśleć dosyć późno, ponieważ w drugiej klasie liceum. Wcześniej o takiej możliwości w ogóle nie myślałem. Zawsze myślałem, że będę studiować na uczelni polskiej, na kierunku medycznym, ponieważ moja siostra studiuje medycynę. Właściwie już skończyła. I również rodzice zawsze namawiali mnie na podjęcie studiów medycznych. Natomiast ja w drugiej klasie, w trakcie rozwoju swoich zainteresowań i nauki w liceum, zauważyłem, że bardziej interesuje mnie ta strona naukowa nauk biologiczno-chemicznych, a nie kliniczna, i wiedziałem, że bardziej satysfakcjonowałaby mnie właśnie kariera badawcza, a nie praca lekarza, i tu przyszła właśnie ta myśl o podjęciu studiów za granicą, ponieważ wiele mówi się, że w Polsce szanse są mniejsze na podjęcie kariery naukowej. Na pewno te możliwości są, na pewno takie możliwości się znajdą i będzie ich coraz więcej, ale rzeczywiście wydaje mi się, że studia zagraniczne więcej takich możliwości oferują. No i właśnie wtedy, w drugiej klasie, zacząłem więcej czytać o samych studiach zagranicznych, o różnych uczelniach, na które mógłbym się wybrać. Później również jakie kierunki są w ofercie i tak właśnie natrafiłem na Uniwersytet Edynburski, na studia w Szkocji, które z wielu powodów właśnie wydają się dobrym wyborem.

    No właśnie o to chciałam cię zapytać. Czy Uniwersytet Edynburski był od razu tą wymarzoną uczelnią? Czy może przeglądałeś oferty innych uniwersytetów i zastanawiałeś się nad innym wyborem?

    Marcin Maniak: W momencie, w którym ten pomysł studiów zagranicznych przyszedł mi do głowy, to takim oczywistym kierunkiem jeszcze wtedy wydawała się Wielka Brytania, bo wiadomo, że wielu Polaków studiuje angielski właśnie w Wielkiej Brytanii. Studia dostępne są w języku angielskim, czyli języku, którego powszechnie naucza się w szkołach w Polsce. No i też renoma uczelni brytyjskich jest bardzo wysoka. Są to uczelnie bardzo znane. Natomiast w Wielkiej Brytanii rzeczywiście też uniwersytety różnią się między sobą, zwłaszcza pomiędzy różnymi krajami Królestwa, bo Szkocja jeszcze w roku 2019 oferowała studia za darmo dla studentów pochodzących z krajów Unii Europejskiej. Były one finansowane przez szkocki rząd, więc wiadomo, że ta kwestia finansowa jest bardzo ważna, kiedy podejmuje się decyzję o podjęciu studiów, ale też, oprócz tego, Szkocja i sam Edynburg właśnie oferował kilka takich ważnych możliwości z mojego punktu widzenia. Były to np. czteroletnie studia licencjackie w Szkocji. Właśnie w porównaniu do studiów licencjackich w Anglii czy Polsce te studia licencjackie są w Szkocji czteroletnie i według mnie jest to bardzo dobry pomysł, ponieważ ten dodatkowy rok jest taki… oferuje taką możliwość, takie przejście z nauki szkolnej do nauki na uczelni, ale też z nauki w języku polskim, w przypadku studentów zagranicznych, do nauki w języku angielskim. Właśnie ten dodatkowy rok daje trochę więcej czasu, żeby się do takiej nauki przyzwyczaić.

    Mhm… Do tego jeszcze wrócimy. Ja chciałabym cię jeszcze tutaj dopytać w kwestii twojego kierunku. Wiem, że studiujesz nauki biologiczne, ale czy mógłbyś doprecyzować, co szczególnie cię zainteresowało?

    Marcin Maniak: No właśnie tutaj ten temat czteroletnich studiów też powraca, ponieważ w Edynburgu w momencie, w którym aplikuje się na uczelnię, można aplikować na kierunek o nazwie „nauki biologiczne”. Jest to dosyć ogólny kierunek, ale też w trakcie tych czterech lat można wybrać, dokonuje się wyboru właśnie określonych specjalności. Tych nauk jest aż 14, bo wiadomo, że nauki biologiczne to dosyć szeroki zakres różnych dziedzin: od nauk o roślinach, nauk o zwierzętach, poprzez ewolucję, ekologię, aż po biologię molekularną, genetykę, no i biochemię, którą wybrałem właśnie ja – którą najpewniej wybiorę ja, no bo tego wyboru będę musiał dokonać dopiero na trzecim roku. Dwa pierwsze lata pozwoliły mi właśnie doprecyzować swoje plany, a raczej sprawdzić, czy właśnie biochemia jest tym, co chcę robić w przyszłości.

    To teraz wróćmy jeszcze do tematu języka i radzenia sobie z nim. Myślę, że naszych słuchaczy będzie również interesować, jak wyglądają pierwsze miesiące na uczelni. Ty miałeś to szczęście, że naukę rozpoczynałeś przed pandemią, więc niewątpliwie masz większe doświadczenie w tej kwestii niż studenci pierwszego roku. Jak zatem wyglądają relacje z wykładowcami, z innymi studentami, kwestie znajomości języka i radzenia sobie z nim?

    Marcin Maniak: To właśnie jeszcze przed ruszeniem do Szkocji, rozpoczęciem studiów, język był właśnie tym, co stresowało mnie najbardziej. No bo tak jak powiedziałem, decyzja o podjęciu tych zagranicznych studiów przyszła mi do głowy w drugiej klasie i wcześniej aż tak dużo uwagi do nauki języka angielskiego nie przywiązywałem. Więc trzecia klasa była właśnie tym czasem, kiedy tego języka uczyłem się najintensywniej i rzeczywiście muszę powiedzieć, że pierwszy semestr nie należał do najłatwiejszych i rzeczywiście sporo wyzwań trzeba było pokonać. Natomiast uważam, że jak najbardziej ten język nie stanowi największej bariery. Wydaje mi się, że to też zależy od nas – jak ta bariera wysoka będzie, bo wiadomo, że każdy z nas ma różny poziom komfortu porozumiewania się w innym języku. Natomiast sama uczelnia na pewno pomoże studentom, dla których właśnie język angielski nie jest językiem ojczystym. Czy to poprzez dodatkowe zajęcia z języka, no ale też sami wykładowcy i studenci zdają sobie sprawę z tego, że ten język jest pewną trudnością. No i w miarę upływu czasu ten język już przestaje być tak dużą barierą i nawet nie tyle poprawiają się nasze zdolności językowe, co po prostu czujemy się bardziej komfortowo, porozumiewając się w tym języku. No bo wiadomo, że w Polsce takich możliwości rozmawiania w języku angielskim jest niewiele. Natomiast kiedy już staje się to codziennością, to przestajemy się już pewnymi rzeczami przejmować. Natomiast jeszcze jedna uwaga z mojej strony. Wiele osób mówi, że wyruszając do Szkocji, trzeba uważać na szkocki akcent i być na niego przygotowanym. To prawda, natomiast w przypadku środowiska uczelnianego to jednak powiedziałbym, że dominuje ta standardowa, brytyjska wymowa. Na moim Uniwersytecie spotkałem więcej studentów z samego Londynu niż z samej Szkocji. Natomiast wykładowcy, no tak jak powiedziałem, porozumiewają się tą standardową, brytyjską formą angielskiego i ten akcent to jest akurat najmniejszy problem.

    Wspominałeś o procesie rekrutacyjnym. Powiedz: czy trudno było się dostać na Uniwersytet Edynburski? Jak wygląda tam proces rekrutacji? Czy trzeba było mieć międzynarodową maturę albo certyfikat potwierdzający znajomość języka obcego?

    Marcin Maniak: Międzynarodowa matura absolutnie nie jest koniecznością i do rekrutacji można przystąpić praktycznie z każdym egzaminem kończącym szkołę licealną, w tym z polską maturą. Powiedziałbym nawet, że z polską maturą może być trochę łatwiej. Natomiast sam proces rekrutacyjny rzeczywiście jest trochę bardziej skomplikowany niż proces rekrutacji na uczelnie polskie, ponieważ oprócz wyników egzaminów wymaga się od nas napisania listu motywacyjnego, tzw. personal statement, w którym opisujemy swoje zainteresowanie kierunkiem, a także dotychczasowe nasze doświadczenia właśnie w tym obszarze. Oprócz tego musimy się też postarać o referencje, to znaczy taki list referencyjny, w którym np. nauczyciel, który uczył nas w szkole, będzie mógł napisać trochę więcej o tym, dlaczego to właśnie my jesteśmy dobrymi kandydatami na studia na naszym kierunku. Więc to by były takie trzy najważniejsze komponenty: wyniki egzaminów, personal statement oraz referencje. I jeszcze à propos procesu rekrutacyjnego – w przypadku aplikacji na brytyjskie uczelnie jest on dosyć prosty, ponieważ możemy zaaplikować na maksymalnie pięć uczelni z całej Wielkiej Brytanii, posługując się tymi samymi dokumentami, więc ten list motywacyjny, który piszemy, oraz referencje, które są nam wystawiane, powinny być przygotowane z myślą o aplikacji na wszystkie uczelnie, które wybraliśmy, co znacznie upraszcza proces rekrutacji.

    Mówiłeś też wcześniej o kwestiach finansowych. Jestem pewna, że osoby, które nas słuchają, będą szczególnie zainteresowane tym tematem. Czy studia są drogie? Czy możliwe są stypendia? Jakie kryteria trzeba spełnić, aby je otrzymać? Jak wyglądają też koszty życia w Szkocji? Czy rzeczywiście jest tak drogo, jak się wydaje?

    Marcin Maniak: Właśnie od strony finansowej, muszę powiedzieć, wiele się zmieniło, odkąd ja rozpocząłem swoje studia, od roku 2019. Głównie z powodu brexitu, wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Szczególnie dla studentów pochodzących z krajów Unii Europejskiej te zasady finansowania studiów się zmieniły. Kiedy ja aplikowałem na swoje studia, były one finansowane z funduszy rządu szkockiego, a w tej chwili te zasady się zmieniły i studenci pochodzący z Unii Europejskiej będą mieli ten sam status co wszyscy studenci zagraniczni, przez co te koszty studiów, koszty czesnego, po prostu drastycznie wzrosły. Więc rzeczywiście przez brexit właśnie ta bariera dla studentów polskich bardzo wzrosła. Oprócz samych studiów licencjackich studia na Uniwersytecie w Edynburgu można podjąć również w przypadku różnych innych możliwości. Można np. pojechać na Uniwersytet w ramach wymiany zagranicznej, czy to studiując na polskich uczelniach, czy wielu innych europejskich uczelniach. Uniwersytet Edynburski ma bardzo bogaty program wymian i studentów, którzy studiują właśnie w ramach wymiany zagranicznej, na Uniwersytecie Edynburskim jest bardzo dużo, tak że tych studiów można doświadczyć również w ten sposób. Oprócz tego można na te studia w Edynburgu wyjechać już po studiach licencjackich, aby skończyć studia magisterskie czy studia doktoranckie, w przypadku których tych możliwości finansowania zewnętrznego, finansowania studiów, jest o wiele więcej niż w przypadku studiów licencjackich, więc myślę, że nawet brexit nie będzie wystarczająco dużą przeszkodą, żeby studiować w Edynburgu.

    Teraz zapytam cię jeszcze o to, gdzie mieszkasz. W akademiku czy na stancji? Jak to wygląda w Szkocji?

    Marcin Maniak: Na pierwszym roku mieszkałem w jednym z uniwersyteckich akademików, a każdy student pierwszego roku ma gwarancję, że otrzyma miejsce w jednym z uczelnianych akademików, więc na pewno mieszkanie nie jest dużym problemem, kiedy rozpoczyna się studia. Po pierwszym roku tej gwarancji niestety już nie ma, można zaaplikować o miejsce w akademiku, ale najpewniej trzeba będzie poszukać mieszkania gdzie indziej, poza Uniwersytetem. Z tym też wiem, że nie ma za dużego problemu, ponieważ miejsc, mieszkań w Edynburgu, które można by było wynająć, jest bardzo dużo. Natomiast ja może jeszcze powiem trochę więcej o samym akademiku. Więc jest to bardzo popularne miejsce, żeby zamieszkać na pierwszym roku, jest bardzo szeroki wybór akademików. Mona mieszkać w akademiku, w którym zapewnione jest wyżywienie, ale też można mieszkać w akademiku, gdzie tego wyżywienia nie ma, i być może gotować sobie jedzenie samemu. Akademiki są rozmieszczone w całym Edynburgu, więc też lokalizacja tak naprawdę zależy od nas, czy będziemy chcieli mieszkać bliżej jednego kampusu czy drugiego, bo też warto wspomnieć, że Uniwersytet Edynburski nie jest zlokalizowany w jednym miejscu, tylko raczej różne kampusy są w różnych częściach miasta. Natomiast jest też jedna interesująca rzecz, jedna intersująca możliwość dla tych, którzy mimo wszystko chcieliby pozostać w akademiku na kolejne lata. Jest możliwość zatrudnienia w akademiku na stanowisku tzw. range assistant, czyli studenta wyższego roku, który asystowałby młodszym studentom, którzy dopiero co przyjechali do miasta i rozpoczęli swoje studia. W takim przypadku otrzymuje się 75% zniżki na koszty wynajmu pokoju, więc jest to też na pewno dobra opcja do rozważenia, jeśli chciałoby się zaoszczędzić właśnie na mieszkaniu.

    A powiedz proszę: jak wyglądają relacje towarzyskie wśród studentów?

    Marcin Maniak: Powiedziałbym właśnie, że też tak porównując z moimi znajomymi, którzy zostali w Polsce, to właśnie studia na moim Uniwersytecie oferują bardzo dużo czasu wolnego. Zajęć jest na ogół nieco mniej, a najczęściej te zajęcia są też prowadzone w grupach, tzn. jest bardzo dużo pracy grupowej, dzięki czemu też znalezienie znajomych nie jest trudne, no i też bardzo tak naprawdę pracuje się z wieloma różnymi studentami. Nie jesteśmy ograniczeni do jednej grupy, tylko do wielu innych. Natomiast w ramach czasu wolnego rzeczywiście tych możliwości poznania innych ludzi jest bardzo dużo, głównie w obrębie Uniwersytetu, bo ja odniosłem takie wrażenie, że bardzo wiele dzieje się w obrębie Uniwersytetu. Są to np. societies. I są to stowarzyszenia studenckie, które zajmują się nie tylko sprawami naukowymi, akademickimi, ale także wieloma innymi. Można rozwijać wiele innych fajnych zainteresowań. Są to np. societies artystyczne, filmowe, ale również nieco mniej formalne, jak np. chocolate societies, w których można spróbować smaków czekolady z całego świata, beer society, wine society. Wiele różnych możliwości rozwijania swoich zainteresowań czy po prostu poznania czegoś nowego. Oprócz societies są też sportclubs, kluby sportowe dla tych, którzy chcieliby rozwijać się sportowo albo być może poznać jakiś nowy sport, w końcu w Wielkiej Brytanii ten zestaw popularnych sportów jest zupełnie inny niż w Polsce. Ja np. dołączyłem do rowingclub, klubu wioślarskiego, i dzięki temu miałem też możliwość spróbowania czegoś nowego. No i na samym końcu – można również dołączyć do wielu innych ciekawych inicjatyw, mogą to być akcje charytatywne, i rzeczywiście spędzić czas, nie tylko poznając innych, ale też robiąc coś dobrego dla lokalnych społeczności i to też uważam, że jest bardzo dobra możliwość.

    Marcinie, wspominałeś wcześniej, że interesują cię również badania naukowe, projekty badawcze. Czy twoja uczelnia daje zatem możliwość przeprowadzania takich niezwykłych eksperymentów, badań? Jak to wygląda?

    Marcin Maniak: Więc ja jeszcze w ramach moich studiów nie miałem możliwości pracowania nad własnym projektem badawczym, a to dlatego, że jestem dopiero na drugim roku. Natomiast na pierwszym roku i w normalnej sytuacji – również na drugim roku… Teraz z powodu pandemii jest trochę więcej obostrzeń i rzeczywiście ta nauka wygląda inaczej, ale w normalnych warunkach jest bardzo dużo badań laboratoryjnych, podczas których rzeczywiście można skorzystać z bogatego wyposażenia uczelni. Tak naprawdę każdy kurs naukowy, bo w ramach studiów podejmuje się kursy z różnych dziedzin, można je podjąć zarówno w obszarze swojego kierunku, ale także na różnych innych wydziałach… a tak naprawdę w ramach każdego kursu naukowego jest pewien komponent laboratoryjny, w ramach którego pracuje się w laboratorium. Takie zajęcia laboratoryjne są przeprowadzane zazwyczaj co tydzień albo co dwa tygodnie, więc wliczając zajęcia w ramach różnych kursów, tych możliwości, tych prac laboratoryjnych jest bardzo dużo. Również samemu można dołączyć, na wyższych latach, do grupy badawczej i współpracować z wybranym pracownikiem uczelni i to również jest dobra możliwość, żeby rozpocząć swoje własne badania.

    Wiem, że w projektowaniu twojej naukowej kariery wsparł cię program naukowy ADAMED SmartUP. Czy możesz opowiedzieć o swoim udziale w programie i na czym to wsparcie polegało?

    Marcin Maniak: Tak. Rzeczywiście dzięki udziałowi w programie ADAMED SmartUP możliwości w przygotowaniu się do studiów zagranicznych otrzymałem bardzo dużo. Również dlatego, że ta decyzja o podjęciu studiów zagranicznych zbiegła się w czasie z moim udziałem w programie i tak naprawdę cały program od początku do końca pomógł mi w przygotowaniu się nie tylko do aplikacji na studia, ale również do samych studiów. I począwszy od procesu rekrutacyjnego do programu, który bardzo przypomina proces rekrutacyjny na studia w Wielkiej Brytanii, poprzez obóz naukowy, w ramach którego można zdobywać doświadczenie, o którym, mi się wydaje, później dobrym pomysłem byłoby wspomnieć w personal statement… A także dla tych, którzy otrzymają pakiet konsultacji edukacyjnych, roczny pakiet konsultacji, który pomaga w przygotowaniu już samej aplikacji – opieka mentorska, w ramach której po prostu łatwiej jest napisać dobry list motywacyjny. Oprócz tego ja, jako jeden z trzech stypendystów w swojej edycji, otrzymałem stypendium finansowe, które bardzo mi pomogło już w Edynburgu, ponieważ nie musiałem się martwić o wiele kwestii finansowych. Natomiast też wydaje mi się, że najważniejszą kwestią, najważniejszym aspektem programu ADAMED SmartUP jest możliwość poznania innych uczniów z całej Polski, z których bardzo wielu jest zainteresowanych studiowaniem za granicą i dzięki temu np. teraz, kiedy już jestem w Wielkiej Brytanii, znam wiele osób, właśnie dzięki programowi, z Polski, które studiują w Wielkiej Brytanii, i wydaje mi się, że to jest bardzo pomocne.

    To już na sam koniec chciałabym cię zapytać o jeszcze jedną rzecz. Czego najbardziej brakuje ci z Polski, z domu, za czym tęsknisz, będąc w Szkocji?

    Marcin Maniak: Myślę, że najbardziej jednak brakuje mi mojej rodziny i przyjaciół, ponieważ zwłaszcza na początku, na pierwszym roku, kiedy jeszcze tak nie znamy nikogo w nowym miejscu, a też kiedy opada taka aura nowości, kiedy już, powiedziałbym, w listopadzie, już chcielibyśmy się ustatkować i poczuć jak w domu, to wydaje mi się, że wtedy właśnie najbardziej brakuje domu i tych relacji, które zostawiliśmy na miejscu, w Polsce. Natomiast dzięki temu, że sam Uniwersytet, sam proces kształcenia na Uniwersytecie jest podzielony na partie, jest wiele okazji, żeby do tego domu wrócić choćby na tydzień, więc aż tak tej tęsknoty się nie czuje. Jeszcze jedna taka rzecz, której mi brakuje bardzo – to jest kontakt ze zwierzętami, ponieważ w domu rodzinnym mam psa, a w Edynburgu już niestety żadnego zwierzęcia nie mam i powiem szczerze, że ten brak kontaktu ze zwierzętami jest tym, czego również mi bardzo brakuje.

    Marcinie, bardzo dziękuję ci za tę rozmowę i udział w podcaście naukowym ADAMED SmartUP. Mam nadzieję, że ta rozmowa stanie się dla wielu słuchaczy inspiracją i przekona, że uczelnie zagraniczne są bliżej, niż się wydaje. Dziękuję bardzo, do usłyszenia, Agata Karolczyk-Kosyra.

    Podcast naukowy ADAMED SmartUP


  • Studia za granicą w najlepszych, renomowanych uczelniach na świecie? Wydaje się, że brzmi to nierealnie. Koszty i skomplikowane procedury wydają się nie do przeskoczenia, a wyjazd staje się marzeniem nie do osiągnięcia. Warto wiedzieć jednak, że są programy i organizacje, które pomagają realizować naukowe marzenia młodych ludzi. Nazywam się Agata Karolczyk-Kozyra i jestem dyplomowaną nauczycielką języka polskiego w liceum we Wschowie w województwie Lubuskim. Od ponad dwóch lat prowadzę blog edukacyjny Kreatywny Polonista. Przez wiele lat w mojej szkole koordynowałam też projekty międzynarodowe Comenius i Erasmus+, dzięki czemu wiem, że nauka za granicą jest realna i nie musi być wyłącznie marzeniem. O tym, czy warto próbować swoich sił na renomowanych zagranicznych uczelniach rozmawiam dzisiaj z Martyną Strupczewską z fundacji ADAMED. Pani Martyno, zacznijmy naszą rozmowę od tego, czym jest program ADAMED SmartUp?

    - Martyna Strupczewska: ADAMED SmartUP już od ponad sześciu lat istnieje na mapie Polski, jest to ważny program wspierający młodych uczniów w wieku czternaście-dziewiętnaście lat, którzy są szczególnie zainteresowani naukami ścisłymi i przyrodniczymi.

    A kto może wziąć udział w programie?

    - Martyna Strupczewska: W programie ADAMED SmartUP może wziąć udział każdy uczeń lub uczennica, którzy mieszczą się w widełkach wiekowych czternaście-dziewiętnaście lat, chodzą do szkoły ponad podstawowej oraz przede wszystkim interesują ich nauki ścisłe i przyrodnicze.

    Pani Martyno, a jakie są kryteria udziału w programie i jak przebiega sam proces rekrutacyjny?

    - Martyna Strupczewska: Na pewno osoby biorące udział w naszej rekrutacji mają wiedzę z bardzo różnych dziedzin, począwszy od biologii, chemii, biochemii, nauk medycznych, poprzez fizykę, informatykę, to są naprawdę bardzo rozległe obszary, których dotykamy i tak też staramy się, by wyglądała nasza rekrutacja, by dawała każdemu możliwość pokazania, w czym czuje się najlepiej, w jakich dziedzinach się odnajduje, ale także staramy się, żeby nie tylko wykorzystywać tę konkretną wiedzę z konkretnych dziedzin, ale przede wszystkim dać przestrzeń, by pokazać, że osoba chętna do wzięcia udziału w programie myśli krytycznie, łączy fakty, potrafi po prostu być aktywnym młodym człowiekiem.

    Pani Martyno, bardzo dziękuję za tę rozmowę, mam nadzieję, że wszystkie rozmowy zostały tutaj już rozwiane i że wiele młodych osób zainteresuje się programem ADAMED SmartUP.

    Zanim przejdziemy dalej, mam dla was małą zagadkę. Czy wiecie, co łączy Oscara Wilde’a, Johna Ronalda Tolkiena, Aldousa Huxley’a z Hugh Grantem, Rowanem Atkinsonem i Emmą Watson? I co z nimi wszystkimi wspólnego mają Bill Clinton, Indira Gandhi oraz król Norwegii Harald V? Otóż wszyscy oni studiowali na tym samym uniwersytecie. Dziś opowiemy wam o Oksfordzie, jednym z najsławniejszych, jeśli nie najsławniejszym, uniwersytecie świata. W momencie, gdy nagrywamy ten podcast, Oksford ukończyło czterdziestu sześciu laureatów Nagrody Nobla, dwudziestu siedmiu premierów Wielkiej Brytanii i całe mnóstwo innych znakomitości. Ale gdy wy będziecie słuchać tego odcinka, ta lista może być już znacznie, znacznie dłuższa, bo Oksford to naprawdę niezwykła uczelnia, jednak niezwykła nie znaczy niedostępna. Do Oksfordu można się dostać i w Oksfordzie można studiować. Dowodem na to jest moja dzisiejsza rozmówczyni, Kinga Mastej, która od września tego roku studiuje na wydziale chemii uniwersytetu w Oksfordzie. Powiedz nam, proszę, na początek, co skłoniło cię do podjęcia studiów zagranicznych i kiedy zaczęłaś myśleć o takiej możliwości?

    - Kinga Mastej: W moim przypadku początek rozmyślań na temat studiów zagranicznych był bardzo określony. Moja przyjaciółka otrzymała list od fundacji, w której proponowano jej pomoc w aplikacji na najlepsze europejskie uniwersytety ze względu na jej niesamowite osiągnięcia naukowe. I pamiętam jak dzisiaj, gdy pokazała mi ten list i pomyślałam „Jeju, jak to byłoby fajnie, jak bardzo chciałabym tam studiować”. I w tym momencie rozpoczęła się moja droga naukowa, gdzie Oksford był zdecydowanie moim celem przez cały okres liceum.

    No właśnie, czyli od początku wiedziałaś, gdzie chciałabyś studiować?

    - Kinga Mastej: Tak, tak, moim pierwszym celem był zdecydowanie Oksford. Oczywiście rozważałam inne angielskie uniwersytety, ponieważ również są bardzo wysoko w rankingach, niemniej zawsze celowałam w Oksford.

    Wiem, że studiujesz na wydziale chemii, a czy mogłabyś powiedzieć nam dokładnie, jaki kierunek wybrałaś?

    - Kinga Mastej: Mój kierunek to jest chemia, czysta chemia.

    Kingo, a powiedz nam, proszę, jak wygląda przeciętny dzień studenta uniwersytetu w Oksfordzie? Od czego ten dzień się zaczyna i jak przebiega, czym się kończy?

    - Kinga Mastej: Zazwyczaj budzę się o godzinie dziewiątej, wstaję, siadam do biurka i uczę się do około godziny trzynastej, to znaczy słucham wykładów oraz robię karty pracy, każdego tygodnia dostajemy od trzech do pięciu kart pracy na nasze przedmioty, które oczywiście trzeba zrobić w trakcie tego tygodnia. Około dwunastej, trzynastej wychodzimy ze znajomymi na kawę i to jest nasza taka główna przerwa w ciągu dnia, gdzie można porozmawiać, odpocząć troszkę, później, oczywiście z przerwami na posiłki, uczę się zazwyczaj do godziny siódmej, ósmej i zaczyna się jakieś życie wieczorne, gdzie robimy normalne rzeczy, które chyba każdy pamięta z czasów życia w akademiku. Karty, origami, telewizja, próby gotowania w mikrofali i od czasu do czasu oczywiście te aktywności przechodzą w jakąś dłuższą imprezę.

    Wspomniałaś o akademiku, czyli rozumiem, że mieszkasz w takim miejscu, w którym na co dzień masz kontakt z innymi studentami i że to głównie tam toczy się życie studenckie?

    - Kinga Mastej: Tak, to jest naprawdę cudowne, biorąc pod uwagę, jak trudno jest spotkać nowe osoby w trakcie pandemii, że my mieliśmy tę możliwość, aby wszyscy pierwszoroczniacy mieszkali w jednym miejscu. My to nazywamy college’ami, nie akademikami, ale college to jest budynek, w którym mieszka zazwyczaj cały rocznik, czyli w moim przypadku sto trzydzieści osób, i to naprawdę ułatwia kontakty, dlatego że można w każdym momencie napisać „Czy chcesz wyjść na kawę?”, „Czy chcesz wyjść na spacer?”, „Czy chcesz wyjść na bieganie?” albo coś zorganizować, bo jesteśmy blisko siebie.

    Z twojej wypowiedzi wynika, że nie tylko nauka, ale też życie towarzyskie, społeczne.

    - Kinga Mastej: Zdecydowanie. Angielskie uniwersytety bardzo koncentrują się na dawaniu studentom możliwości rozwijania miękkich umiejętności, w tym także umiejętności społecznych, ze względu na to, że często okazują się one bardziej przydatne w dorosłym życiu niż wykuta wiedza.

    A czy mogłabyś jeszcze opowiedzieć naszym słuchaczom, jak wyglądają pierwsze miesiące na uczelni? Jak wyglądają relacje z wykładowcami? Z innymi studentami? Kwestia znajomości języka? Radzenia sobie z nim? Czy to jest trudne dla młodego człowieka, który przyjeżdża z polski i czy dostrzegasz różnicę między zdobywaniem nauki w języku ojczystym a obcym?

    - Kinga Mastej: Jeśli chodzi o relacje z wykładowcami, wydaje mi się, że status studenta jest o wiele wyższy niż na polskich uczelniach i prawa studenta są dużo lepiej respektowane. Na przykład nie miałam jednego nieprzyjemnego kontaktu z wykładowcą. Każdy stara się, żeby nie dodawać więcej stresu, nie dodawać więcej trudności niż to wynika z ilości pracy, którą mamy każdego tygodnia. Pracy jest oczywiście bardzo dużo, na pierwszym roku, na pierwszym trymestrze pracowałam po sześćdziesiąt godzin tygodniowo. To jest bardzo ważne, że college i uniwersytet starają się, abyśmy mieli jak najbardziej pozytywne i jak najbardziej ciepłe relacje z wykładowcami i z innymi studentami. Jeśli chodzi o życie w innym kraju, o naukę w innym języku, pierwsze kilka dni było trudnych. Pierwszy raz, jak spotkałam się w większej grupie z innymi studentami znaczenie słów docierało do mnie około sekundy później niż ludzie to mówili w bardzo szybkim angielskim, więc było to dla mnie po prostu bardzo trudne, aby uczestniczyć w rozmowie. Niemniej, to jest coś, co po prostu przełamuje się, coś, co znika po pierwszych kilku dniach. A jeśli chodzi o uczenie się w języku angielskim, miałam już pewne doświadczenie w tym, ponieważ przygotowywałam się samodzielnie do olimpiady chemicznej i co odkryłam? To, że wiele książek specjalistycznych nie jest tłumaczonych na języki narodowe, tylko wydawane są i czytane są po prostu po angielsku, dlatego przyzwyczaiłam się do uczenia się w innym języku i nie widzę tutaj trudności. Myślę, że sporadyczne pisanie esejów zajmuje mi więcej czasu niż osobom, dla których to jest pierwszy język, ale też jedną z moich motywacji, żeby pójść na studia zagraniczne było to, żeby wyjść z perfekcyjnym angielskim, więc zajmuje mi to więcej czasu, ale ja też się więcej dzięki temu uczę.

    Z pewnością. A Kingo, czego najbardziej brakuje ci z Polski, z twojego regionu, z twojego domu?

    - Kinga Mastej: Myślę, że wiele studentów ma takie wrażenie, że to są dwa światy. Że jest Oksford, gdzie ma się swoich przyjaciół, znajomych, tryb dnia. Atmosfera na Oksfordzie jest tak bardzo inna niż atmosfera w domu, że o tym się nie myśli. Ja, szczerze mówiąc, nie tęskniłam za bardzo, dlatego że byłam tak zaabsorbowana życiem tam. Tak samo teraz, gdy jestem w domu, ciężko mi, jakby, nie pamiętam, jakbym kiedykolwiek z niego wyjechała, dlatego, że jest to tak specyficzny i tak zamknięty okres w moim życiu. Wydaje mi się, że te dwa światy niezbyt się łączą.

    A powiedz, proszę, bo myślę że to szczególnie będzie interesować naszych słuchaczy, którzy rozważają studia za granicą, czy trudno było się dostać na twoją uczelnię? Jak wygląda proces rekrutacji? Czy trzeba było mieć międzynarodową maturę albo może jakiś certyfikat potwierdzający znajomość języka angielskiego?

    - Kinga Mastej: Absolutnie matura międzynarodowa nie jest potrzebna, ja dostałam się na zwykłej polskiej maturze. Proces jest zdecydowanie złożony, szczególnie, gdy jesteśmy przyzwyczajeni do bardzo prostego procesu, który odbywa się w Polsce. Tutaj, w Anglii, trzeba zacząć na początku klasy maturalnej. To jest do piętnastego października, w klasie maturalnej, trzeba złożyć swoje CV z dotychczasowymi osiągnięciami, zainteresowaniami, wszystko pięknie opisać, trzeba złożyć CV, trzeba złożyć rekomendację od nauczyciela, później, to chyba było już w listopadzie, trzeba zdać na chemię, to jest egzamin z logicznego myślenia, większość kierunków na Oksfordzie ma jakiś egzamin, w moim przypadku to właśnie był test IQ, później w grudniu odbywały się rozmowy kwalifikacyjne, już tam, w Oksfordzie, na żywo z wykładowcami. Jeśli dostanie się ofertę, trzeba oczywiście później przygotować się świetnie do matury, żeby zdać ją na wymagane procenty. W moim wypadku oferta to były chyba dwa przedmioty rozszerzone w dziewiątej staninie, dziewiąta stanina to jest top cztery procent wszystkich zdających i jeden przedmiot w top, chyba, dziesięć procent zdających. I oczywiście zrobić jeszcze certyfikat językowy. Tam jest bardzo duży wybór, ja zdawałam IELTS.

    Kolejną kwestią, o której na pewno nasi słuchacze chcieliby usłyszeć, jest kwestia finansowa. Jak to wygląda od tej strony? Czy studia są drogie? Czy są możliwe stypendia? Jakie kryteria trzeba spełnić, aby takie stypendia ewentualnie otrzymać? I jak wyglądają koszty życia? Czy rzeczywiście jest tak drogo, jak się wydaje?

    - Kinga Mastej: Studia zdecydowanie są droższe niż w Polsce. Dlatego, że po pierwsze trzeba wziąć kredyt, ja wzięłam kredyt od rządu brytyjskiego na samo czesne, które wynosi dziewięć tysięcy dwieście funtów za rok. Na razie się tym nie martwię, ale gdy skończę studia, no to oczywiście muszę to oddać haha. Druga rzecz, koszty życia, koszty mieszkania w college’u, to jest chyba dwadzieścia pięć funtów za dzień, do tego dodatkowe opłaty, do tego oczywiście, jak już się tam jest, koszty jedzenia, koszty dojazdu.

    Kingo, a powiedz, czy na twoim kierunku są jeszcze inni obcokrajowcy?

    - Kinga Mastej: Nie miałam kontaktu z całym moim kierunkiem ze względu na lockdown, ale jest jedenaście osób studiujących chemię w moim college’u, jestem jedynym międzynarodowym studentem i jest pewna część międzynarodowych studentów, ale powiedziałabym, że tak siedemdziesiąt, osiemdziesiąt procent to są jednak Brytyjczycy. Niemniej, gdy już spotka się Polaka w Oksfordzie, to wydaje się, że… jest bardzo duże poczucie wspólnoty, mamy bardzo aktywne Polish Society, gdzie w normalnych czasach spotkania są co tydzień, teraz byliśmy chyba najbardziej aktywnym stowarzyszeniem jakimkolwiek na Oksfordzie, więc czuję się troszkę jak w domu z innymi osobami, które mają to samo doświadczenie, są z tego samego kraju.

    Na pewno jest też duże wsparcie w trudnych chwilach, co warto tutaj podkreślić, ale chciałabym jeszcze przejść do nieco innej rzeczy. Wiem, że w projektowaniu twojej naukowej kariery wsparł cię program naukowy ADAMED SmartUP. Czy możesz opowiedzieć o swoim udziale w tym programie i na czym to wsparcie polegało?

    - Kinga Mastej: ADAMED SmartUP spadł mi jak z nieba, bo dosłownie na drugim etapie olimpiady chemicznej dostałam ulotkę ADAMED-u SmartUP, akurat w okresie, gdy bardzo szukałam możliwości rozwoju poza olimpiadą, poza szkołą. I najbardziej fascynował mnie tutaj obóz naukowy w wakacje, bardzo chciałam na niego pojechać, więc złożyłam tam CV, uczestniczyłam oczywiście w rozmowach kwalifikacyjnych, wszystko poszło super, obóz naukowy był przewspaniały i nadal utrzymuję kontakty z osobami tam. Na obozie mieliśmy bardzo ciekawe wykłady z absolwentami Oksfordu, więc była też możliwość podpytania się troszkę o aplikację, ale przede wszystkim te wykłady, ten obóz scementował moją chęć pójścia na studia chemiczne i też otworzył mnie na zupełnie nowe koncepty niż te poruszane zazwyczaj nawet na poziomie olimpiady, na przykład teoria kwantowa i to było naprawdę super. A później, troszkę dla mnie nieoczekiwanie, zostałam wybrana do ADAMEDowej dziesiątki, co oznacza, że miałam indywidualne konsultacje, które mogłam dostosować do swoich potrzeb, które pomogły mi właśnie w wypełnianiu tego stosu dokumentów aplikacyjnych, w przygotowaniach do olimpiady, w przygotowaniach do matury, czułam się bardzo zaopiekowana i miałam taki komfort psychiczny, że ja teraz muszę pracować, ale ktoś czuwa, żeby moja praca nie poszła na marne. Proces aplikacji jest bardzo złożony, bardzo subtelny i nie wiem, jak by to było, nawet przy całej tej włożonej pracy, gdybym nie miała nad tym jakiegoś mentoringu.

    A powiedz mi, proszę, jeszcze na koniec o jakichś uczelnianych ciekawostkach, czy jest tam jakieś wyjątkowe wyposażenie? Możliwość przeprowadzania niezwykłych eksperymentów? Jak wygląda to na Oksfordzie?

    - Kinga Mastej: Niestety nie wiem, jakie jest wyposażenie, ponieważ nie miałam jeszcze żadnych wykładów ani laboratoriów na żywo. Ale co jest bardzo ciekawe odnośnie Oksfordu, to jest to, że jak uczestniczyłam w zajęciach tutaj, w Polsce, bardzo dużo informacji jest podanych na tacy. To jest takie przedłużenie liceum. „My ci mówimy, co się masz nauczyć, a ty się tego naucz”. Podczas gdy na Oksfordzie jest tylko dziesięć godzin tygodniowo wykładów. Bardzo duża część to jest praca samodzielna. I naprawdę ta uczelnia uczy jak się uczyć, uczy bardzo wielu miękkich zdolności, czyli na przykład mam kartę pracy i mam zadania, które nie były poruszane na wykładach, których ciężko się dokopać nawet w literaturze, gdzie po prostu z tych różnych informacji, które są już podane, ja jako student, student pierwszego roku, mam sama wyciągnąć jakieś wnioski albo zaproponować jakieś rozwiązanie. Więc dla mnie to było bardzo rozwijające pod tym względem, że cały czas musiałam używać mojego krytycznego myślenia i w którymś momencie zauważyłam, że czytam jakiś artykuł w gazecie i uruchamia mi się to, co wyćwiczyłam na trendach w układzie okresowym, o których uczyłam się pod moje wykłady, więc uważam, że to są studia nie tylko chemiczne i to jest bardzo wartościowe.

    Potwierdza to zatem, że studia niewątpliwie rozbudzają krytyczne myślenie, ale też pobudzają kreatywność, czyli tak naprawdę realizują swoją funkcję, która wiąże się ściśle ze słowem „studiowanie” rozumianym jako proces samokształcenia. Kingo, bardzo dziękuję ci za rozmowę i udział w podcaście naukowym ADAMED SmartUP. Nie ukrywam, że dzięki tobie udało mi się chociaż na chwilę przenieść do tej niezwykłej uczelni, która jest mi znana tylko ze słyszenia, i poznać ją lepiej. Życzę ci wielu sukcesów w realizowaniu pasji i planów naukowych.Mam też nadzieję, że nasza dzisiejsza rozmowa stanie się dla wielu naszych słuchaczy inspiracją i przekona, że uczelnie zagraniczne są bliżej niż się wydaje. Do usłyszenia. Dziękuję bardzo, Agata Karolczyk-Kozyra.


  • Podcast naukowy ADAMED SmartUP

    „O 15.45 pożar w okolicach Pedrógão Grande zajmuje już powierzchnię 25 ha”.

    „Pożary nadal zbierają śmiertelne żniwo. Tylko do tej pory zginęło 6 osób a ponad 50 tys. mieszkańców zostało ewakuowanych. Żywioł od kilku dni pustoszy północną Kalifornię, zniszczenia są ogromne”.

    Ogień z fizyczno-chemicznego punktu widzenia nie stanowi jednolitego zjawiska, ale koincydencję różnych zjawisk. W kulturze utrwaliło się odbieranie ognia jako pojedynczego, spójnego bytu. Według mitologii greckiej Prometeusz wydarł go bogom na Olimpie, aby ludzie mogli korzystać z jego dobrodziejstw: ogrzać się, ugotować strawę, oświetlić ciemność. Wściekły, gromowładny Zeus skazał go za to na wieczną męczarnię, przykuł do gór Kaukazu, gdzie drapieżny ptak w dzień wydziobywał wątrobę dobroczyńcy ludzkości, w nocy organ regenerował się i wraz ze wschodem słońca tortury rozpoczynały się na nowo. Dzisiaj często zmiany klimatyczne powodują anomalie pogodowe: pożary i inne ekstremalne zjawiska, ale my wiemy, że jest sporo osób, którym ta sprawa leży bardzo na sercu. Osoby te walczą o naszą planetę tak jak my w ADAMED SmartUP lubimy najbardziej, ich bronią jest nauka.

    Dziś zaczniemy rozmowy od najbardziej spektakularnego problemu związanego z ogniem, z pożarami lasów. Rozmawiam z dr. inż. Piotrem Tyszko-Chmielowcem, arborystą i dendrologiem, inicjatorem i liderem krajowego programu ochrony drzew przydrożnych „Drogi dla natury”, a także wiceprezesem wrocławskiej Fundacji EkoRozwoju. Pan doktor jest absolwentem Wydziału Leśnego SGGW w Warszawie i Virginia Tech w Blacksburgu w USA.

    Panie doktorze, chcemy porozmawiać o pożarach lasów, ale zanim do tego przejdziemy, dlaczego drzewa są takie ważne?

    Dr inż. Piotr Tyszko-Chmielowiec: Drzewa są dość wyjątkowymi roślinami, bo potrafią żyć długo i osiągać wielkie rozmiary. Tam, gdzie jest wystarczająco dużo opadów, są w stanie tworzyć własny mikroklimat, własny ekosystem. Jeśli się usunie las tropikalny, który jest pełen wilgoci i życia, powstaje coś w rodzaju takiej suchawej sawanny, pleśń dopiero po trochu odtwarza. Podobnie zresztą jest w naszej strefie, niektóre rodzaje lasów, np. lasy bukowe, tworzą pod parasolem z liści taki specyficzny, wilgotny, chłodny mikroklimat i dzięki tym właściwościom drzewa nam pomagają przeżyć największe upały. Drzewo chłodzi powietrze dzięki temu, że odparowuje wodę z liści i to odparowanie pochłania energię, więc to jest nie tylko to, że daje cień, ale także daje to obniżenie temperatury i właśnie gdyby nasze miasta były całkowicie drzew pozbawione, w letnie upały nie dałoby się w nich żyć. Inną właściwością drzew jest to, że zatrzymują wodę opadową i trochę zmniejszają gwałtowność powodzi wynikających z intensywnych opadów. Niemniej ważne są drzewa dla ludzi i dla przyrody w krajobrazie wiejskim zwłaszcza tam, gdzie mamy do czynienia z dużymi polami, to często te drzewa przy drogach są jedynymi drzewami w krajobrazie i one chronią nasze plony, hamują wiatry, zmniejszają wywiewanie gleby, zmniejszają wysuszanie pól i zwłaszcza teraz, w epoce zmian klimatycznych tych drzew potrzebujemy bardziej niż kiedykolwiek z racji przedłużających się susz.

    W jaki sposób pożary lasów niszczą drzewa i dlaczego jest to problem? Przecież takie pożary musiały zdarzać się od wieków.

    Dr inż. Piotr Tyszko-Chmielowiec: Pożary lasów od zawsze się zdarzały w tych strefach klimatycznych, gdzie są długie okresy suszy, gdzie się gromadzą martwe gałęzie, suche trawy, tam, gdzie niska wilgotność powietrza przez dłuższy czas w roku utrudnia rozkładanie tej umierającej materii organicznej i gromadzi się paliwo dla pożaru. Jednocześnie w takich zbiorowiskach w tych klimatach przeżywały te drzewa, te rośliny i te zwierzęta, które mogły z tymi pożarami żyć. Różnica między tym, co się jakby zawsze zdarzało, a tym, co obserwujemy w ostatnich latach, jest w skali. Taki typowy system zależny od pożarów doświadcza tych pożarów co kilka lat, to są pożary nieduże, takie niskie, podczas ich przechodzenia wypala się ten nadmiar suszu, zwierzęta albo uciekają, odlatują, albo się zakopują głębiej w glebę, a rośliny tam żyjące są do tego zjawiska przystosowane. Trawy mają swoje tkanki twórcze, zagłębione w ziemi, a wiele drzew rosnących w takich zbiorowiskach ma specjalne zastosowania, np. u niektórych sosen szyszki się otwierają dopiero w wysokiej temperaturze po przyjściu pożaru, bo wtedy jest największa szansa, że pożar, który zabije część drzew czy krzewów, stworzy przestrzeń, miejsce dla nowych osobników, żeby wykiełkowały i wyrosły za drzewa. No i pomoże funkcjonować, przyroda do każdych warunków się przystosuje. Natomiast jeśli skala pożaru urośnie, jeśli skutek nadzwyczajnego nagromadzenia suchych elementów bądź też specyficznej pogody, ten przyziemny pożar zamieni się w pożar górny, czyli tam, gdzie płoną korony, jeśli rozwinie się z tego burza ogniowa, wtedy destrukcja jest totalna i także odtworzenie tego ekosystemu trwa dłużej. To może być na skutek bardzo specyficznego układu pogodowego, jak to było w Australii. Natomiast katastrofalne pożary w obszarach zamieszkałych przez ludzi są także efektem zagaszania mniejszych pożarów przez strażaków właśnie dla ochrony tych domów czy ochrony lasu. Te pożary takie przyziemne wypalają nadmiar suchej materii, jeśli przez kilkadziesiąt lat pożary są gaszone, no to gromadzi się taka ilość suszu, że mamy katastrofalny pożar. To jest oczywiście pogłębiane przez pogodę, przez upały, przez susze, więc to, co obserwujemy, te wielkie pożary, które no szczęśliwie jak na razie Polskę omijają, to są zjawiska, do których te ekosystemy nie są przystosowane, bo wyrastają te zjawiska skalą poza to, co te ekosystemy i tam żyjące gatunki były w stanie do tej pory znieść.

    Zastanawiam się, czy zawsze, również jako dziecko, interesował się pan tymi zjawiskami. Jak zostaje się naukowcem–działaczem społecznym?

    Dr inż. Piotr Tyszko-Chmielowiec: Na studia leśne poprowadziła mnie ciekawość, chciałem się dowiedzieć, jak to jest, że las rośnie. Ja miałem jeszcze w dzieciństwie trochę takich doświadczeń z drzewami, to było bardziej na poziomie emocjonalnym. Mam takie wspomnienia z dzieciństwa drzew, które mnie fascynowały i jakoś przyciągały. Potem, w szkole średniej, spędziłem sporo czasu na obozach harcerskich, gdzie też byłem blisko lasu, blisko drzew i w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że to jest coś, co mnie fascynuje. Ta ciekawość, jak las rośnie, poprowadziła mnie na studia leśne w Warszawie, potem na studia doktoranckie na Virginia Tech w Blacksburgu, w Wirginii, w Stanach Zjednoczonych. Przy czym gdzieś tak po połowie mojego doktoratu zdałem sobie sprawę, że mam inny temperament, nie mam temperamentu badacza, mam raczej temperament praktyka–działacza, i po ukończeniu tych studiów pracowałem w różnych sprawach dotyczących ochrony przyrody, ochrony środowiska, przy organizowaniu jakichś kampanii społecznych na rzecz przyrody i środowiska. Po kilkunastu latach wróciłem do zajmowania się konkretnie drzewami i to tymi drzewami wokół człowieka, przy infrastrukturze, tymi drzewami, które nam stwarzają nasze środowisko życia, poprawiają jakość życia, nas jakoś wzruszają. Zajmuję się tymi drzewami zarówno w aspekcie praktycznego gospodarowania nimi, np. wykładam na kursie oceny stanu drzew, uczę inspektorów drzew, a jednocześnie też zajmuję się inspirowaniem ludzi, którzy kochają drzewa, do tego, żeby działali w ich obronie. No i muszę powiedzieć, że moje doświadczenie życiowe bardzo dobrze mi się tu układa, moja praktyka z pracy naukowej jest bardzo przydatna przy pisaniu podręczników czy opracowywaniu metodyki nauczania, metodyki także oceny drzew. Bo z kolegami próbowaliśmy stworzyć nieistniejącą jeszcze w Polsce metodykę oceny stanu drzew, żeby móc uczyć urzędników, drogowców, jak oceniać, czy drzewo zagraża, i jak planować adekwatne działania. Też muszę powiedzieć: coś, co mnie napędza tutaj, to nieustająca fascynacja drzewami, które są wspaniałymi, skomplikowanymi istotami i w ostatnim ćwierćwieczu nauka dowiaduje się niezwykłych rzeczy o drzewach, niesłyszanych, kiedy studiowałem. Powolutku te zaległości w wiedzy o roślinach i drzewach wobec wiedzy o zwierzętach nadrabiamy, dowiadujemy się, o czym ja zawsze byłem przekonany, że drzewa nie są jakąś gorszą formą życia. Drzewa są równie dobrze jak ludzie czy inne zwierzęta przystosowane do takiego stylu życia, jaki prowadzą.

    Na Ziemi zawsze coś płonie. Pożary są wywoływane przez pioruny lub przypadkowo przez ludzi. Czasem ludzie używają kontrolowanych pożarów do zarządzania terenami uprawnymi, pastwiskami oraz usuwania naturalnej roślinności na terenach uprawnych. Pożary mogą generować duże ilości zanieczyszczeń dymem, uwalniać gazy cieplarniane i nieumyślnie degradować ekosystemy, ale mogą również usuwać martwe i umierające poszycie, co pomaga przywrócić równowagę w ekosystemie. W wielu ekosystemach, w tym w lasach borealnych i na łąkach, rośliny ewoluowały razem z ogniem i aby rozmnażać się, wymagają okresowego wypalania. Dlatego rozmawiam z dr Núrią Prat, członkinią zespołu Pau Costa Foundation, której misją jest łączenie naukowców, służb ratowniczych i społeczeństwa obywatelskiego. Dr Prat uzyskała doktorat z nauk o środowisku naturalnym na Uniwersytecie w Dublinie, a także ukończyła biologię na Uniwersytecie Santiago de Compostela i geografię na Uniwersytecie w Barcelonie.

    Jak i po co Pau Costa Foundation łączy naukowców, społeczności i służby ratownicze?

    Dr Núria Prat: Fundacja Pau Costa działa od 20 lat. Łączy naukowców zajmujących się pożarami lasów i ekosystemów w różnych aspektach z pracującymi na terenie praktykami: strażakami, leśnikami, właścicielami gruntów, i innymi pożarami. Staramy się także ułatwić kontakt naukowców z pracodawcami i społeczeństwem. Obecnie mamy wzrost występowania wielkich pożarów na całym świecie. Na pewno słyszałeś o Kalifornii, Australii i innych wydarzeniach, z którymi teraz trzeba się zmagać. Podobne katastrofy wydarzają się na Syberii, w Europie są coraz częstsze. To jedna z przyczyn, dla których staramy się działać międzynarodowo. Potrzebujemy nauki, by walczyć z pożarami, wspierać tych, którzy walczą z ogniem w terenie. Właśnie teraz jesteśmy świadkami wydarzeń, których wcześniej nie przewidywaliśmy. Tego roku został pobity rekord spalonych hektarów w ciągu roku w Kalifornii. Takich rzeczy nie można traktować w kategorii codziennego działania. Potrzebujemy kreatywności i innowacji, by zrozumieć, jak zmiany klimatu wpływają na pożary, czy możemy je przewidzieć oraz jak te zjawiska się zmieniają. Jako fundacji zależy nam, by straże pożarne były najlepiej przygotowane, jak tylko to możliwe, by radzić sobie ze zmieniającym się zagrożeniem.

    Jakie są nowe sposoby prewencji wielkich pożarów? Co Pau Costa Foundation robi inaczej niż dotychczas?

    Dr Núria Prat: To bardzo ciekawe pytanie. Tak, pracujemy z innowatorami takich technologii. Technologia odgrywa tu dużą rolę i jest jeszcze wiele do zrobienia, np. w kwestii wykorzystania sztucznej inteligencji do przewidywania takich katastrof oraz tworzenie ich modeli teoretycznych. Pracujemy także na poziomie lokalnym. Tutaj nauka także ma dużą rolę. Mówi się, że pożary lasów to problem strażaków i leśników. To nie do końca prawda. Wszyscy żyjemy w środowiskach w jakimś stopniu wchodzących w relację z lasami, jest to zatem dla nas wszystkich ważne. Od zawsze ludzkość byłą związana z lasami oraz ogniem. Przez lata to się rozluźniło, ale w miastach trzeba także zrozumieć ważną rolę ognia w ekosystemie. Jeśli to zignorujemy, przegramy, bo pożary będą zawsze. To ważny przedmiot badań: w jaki sposób społeczeństwa mogą zarządzać przestrzeniami oraz wpływać na pożary, jest tu także rola naukowców zajmujących się społeczeństwem. To, co jemy, jakich mebli używamy i wiele innych rzeczy wpływa na otoczenie pod względem zanieczyszczeń na przykład. Nie jest to kwestia tylko terenów wiejskich. Pracujemy nad zmianą percepcji pożarów oraz stworzenia modelu bioekonomii, która pokazuje rolę każdego w walce z takimi katastrofami. Nawet osób z wielkich miast żyjących z dala od lasów.

    Zawsze chciała pani zostać naukowcem od pożarów? To nietypowa ścieżka kariery.

    Dr Núria Prat: Urodziłam się w Hiszpani, gdzie naturalnie dość często dochodzi do pożarów dzikiej przyrody, praktycznie każdego roku informacje o nich pojawiają się w lecie, w wiadomościach. Już podczas studiów geograficznych nawiązałam kontakt z profesorami zaangażowanymi w walkę z takimi kataklizmami. Od tego momentu wiedziałam, że to jest to, chcę się tym zajmować. Muszę powiedzieć, że teraz grupa naukowców na tym polu jest całkiem spora. Jesteśmy wyjątkowo zaangażowani w to, co robimy.

    Nieuchronną konsekwencją pożarów i ognisk jest popiół. W kulturze zachodniej popiół jest symbolem przemijania, nietrwałości i żałoby. Katolicy rozpoczynają Wielki Post od środy popielcowej, podczas której księża posypują głowy wiernych popiołem, co ma im przypominać o kruchości życia. W hinduizmie uważa się, że święty popiół chroni człowieka przed siłami zła. Według pism indyjskich, jedno ze słów określających popiół oznacza to, przez co nasze grzechy są zniszczone, a Pan jest pamiętany. Rozmawiam z profesorem Wojciechem Franusem z Politechniki Lubelskiej, laureatem Fundacji na rzecz Nauki Polskiej i liderem między innymi projektu FUNash.

    Panie profesorze, popioły lotne to jeden z ubocznych produktów spalania węgla. Pan chce, aby udało się zwiększyć zagospodarowanie tych szkodliwych substancji. Proszę powiedzieć: w jaki sposób?

    Prof. Wojciech Franus: Popioły lotne to bardzo istotna grupa odpadów. W Polsce tego typu odpadów generowane jest koło 4 mln ton. Stanowią one duży problem środowiskowy ze względu na to, że ich obecność na powierzchni ziemi powoduje wymywanie najdrobniejszych fragmentów minerałów z tych popiołów. Co przyczynia się z jednej strony do zanieczyszczenia środowiska, ale też oddziaływanie kwaśnych deszczy, w ogóle atmosfery na te popioły powoduje to, że je wymywamy. W związku z tym konieczne jest opracowanie różnego rodzaju technologii umożliwiających ich wykorzystanie. Takim najpowszechniej wykorzystywanym kierunkiem do wykorzystania popiołów lotnych jest produkcja materiałów budowlanych, przemysł produkcji cementu czy betonu. Jednak stale wzrastające wymagania stawiane popiołom lotnym do tego typu zastosowań w dużej mierze ograniczają ich wykorzystanie. Przez to, że po prostu elektrownie wraz ze wzrastającą presją na emisję coraz mniejszej ilości gazów do atmosfery muszą wprowadzać nowe technologie spalania węgla, a w efekcie czego te popioły, które powszechnie używane są w tym budownictwie, nie posiadają takich właściwości, jakie pozwalają je powszechnie zastosować. W związku z tym my tutaj z zespołem naukowców z AGH i z Uniwersytetu Warszawskiego zaproponowaliśmy 3 takie główne kierunki wykorzystania popiołu lotnego, dokładnie nawet produktów transformacji tego popiołu lotnego, bo ten popiół lotny poddajemy procesom reakcji chemicznej, w efekcie czego uzyskujemy różnego rodzaju struktury materiałów porowatych i te struktury materiałów porowatych wykorzystujemy, gdzie tylko chcemy, w budownictwie, rolnictwie, inżynierii środowiska. Można powiedzieć: jest to takie bardzo szerokie podejście i chyba jedyne do tej pory takie kompleksowe podejście do tych produktów syntezy. To też taka szeroka gama zastosowań powoduje, że te nasze produkty, które powstaną w wyniku realizacji badań, będą miały szansę zaistnieć na rynku.

    W projekcie FUNash współpracują trzy uczelnie: AGH, UW i oczywiście Politechnika Lubelska. Dlaczego tak ważne jest, aby naukowcy z różnych instytucji, obszarów współpracowali?

    Prof. Wojciech Franus: Projekt FUNash dotyczy właśnie szerokiego zastosowania popiołów lotnych i właśnie tutaj jest realizowane w ramach funduszu Fundacji na rzecz Nauki Polskiej w programie TEAM-NET. Program ten polega na łączeniu doświadczeń osób zajmujących się odpowiednim zagadnieniem wokół jednego dużego tematu i tym głównym tematem, który nas połączył, były popioły lotne, a w ramach realizacji tego projektu występują jednostki, które reprezentują Wydział Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, a także Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. Takie interdyscyplinarne badania przyczyniają się do tego, że mamy szerszą perspektywę rozwoju zaproponowanych przez nas zastosowań oraz mały zespół różnych specjalistów, nowe, różne pomysły i poglądy na różnego rodzaju zjawiska, którymi się chcemy w ramach tego projektu zajmować. My w ramach tego projektu zajmujemy się, można powiedzieć, sześcioma takimi blokami tematycznymi, dwa bloki, w których są realizowane w każdej jednostce, np. Politechnika Lubelska jest odpowiedzialna właśnie za wytworzenie różnego rodzaju materiałów wyjściowych, takich matryc, które później, w pięciu kolejnych zadaniach są testowane w aspekcie różnych zastosowań, np. ze względu na charakter wydziału, w którym pracujemy, to drugi zespół zajmuje się wykorzystaniem popiołów lotnych do modyfikacji właściwości materiałów budowlanych. I na przykład ta interdyscyplinarność badań będzie związana np. z tym, że my, wykorzystując częściowo matryce mineralne, które zyskujemy w wyniku syntezy popiołów lotnych, łączymy te matryce z bakteriami, za których namnażanie, wybór, selekcję odpowiedzialny jest Uniwersytet Warszawski, i tworzymy różnego rodzaju połączenia o charakterze hybryd, które np. chcemy zastosować do otrzymywania betonów samonaprawiających się czy np. które chcemy wykorzystać w formie produktów, które pozwalają np. zniwelować różnego rodzaju pęknięcia powstałe w elementach zapasowych. Drugi zespół skupiony wokół AGH zajmuje się w głównej mierze możliwością wykorzystania tych właśnie materiałów, zarówno tych matryc mineralnych, jak i tych połączeń hybrydowych w aspekcie inżynierii środowiska. Czyli chce wykorzystać te materiały, czyli pochłaniacze różnego rodzaju zanieczyszczeń, od pestycydów przez metale ciężkie, substancje ropopochodne również. Kolejny zespół w AGH też te połączenia wykorzystuje jako dodatki do specjalnych nawozów, takich nawozów dedykowanych dla poszczególnych typów roślin. Natomiast dwa zespoły skupione wokół Uniwersytetu Warszawskiego zajmują się między innymi opracowaniem różnego rodzaju biopreparatów takich na bazie tylko bakterii, które mogą być wykorzystane do oczyszczania wód i gleb oraz powietrza z różnego rodzaju gazów oraz takich biopreparatów, które stanowiłyby swego rodzaju takie biostymulatory do wzrostu roślin uprawnych i procesów biokompostowania na przykład i tu też te materiały wytworzone w Politechnice Lubelskiej można wykorzystać jako rodzaj takiej matrycy, w której umieszczony byłby pokarm dla tej bakterii po to, aby te bakterie ten proces wegetacji… no po prostu przedłużyć, bo to jest największy problem z wykorzystaniem technologii oparty na bakteriach – to, że te bakterie mają bardzo niską przeżywalność. W związku z tym dostarczać na tych matrycach pokarm po to, aby mogły na końcu ten etap przedłużyć.

    Badania pana współpracowników i zespołu wymagają z pewnością nie tylko twardej wiedzy. Jakie umiejętności miękkie wpływają na powodzenie projektów naukowych, jakie radziłby pan rozwijać młodym pasjonatom nauki, którzy w przyszłości chcieliby pomagać w walce o dobro naszej planety nauką właśnie?

    Prof. Wojciech Franus: Na pewno takie umiejętności miękkie są bardzo potrzebnym i bardzo istotnym elementem każdego projektu. W naszym projekcie w sumie zatrudnionych jest prawie 50 osób, więc jest to naprawdę duży zespół rozproszony w trzech jednostkach naukowych i taką pierwszą umiejętnością na pewno, którą wymagamy na rozmowach kwalifikacyjnych osób, które chcą uczestniczyć w naszym projekcie, jest umiejętność pracy w zespole. Teraz jest taki okres, że w zasadzie nikt na świecie nie prowadzi badań w pojedynkę. Ta umiejętność wymiany myśli, informacji, pomysłów jest jak najbardziej potrzebna i jak najbardziej ona głównie kreuje wizję realizacji projektu i sukces tego projektu. To umiejętność pracy w zespole na pewno jest dobra, ponieważ ci naukowcy, którzy rozpoczynają swoją karierę naukową, i ci, którzy już są w zaawansowanych stopniach naukowych… też ta organizacja pracy jest bardzo ważna, ponieważ każdy musi wiedzieć, za jaką działkę odpowiada i, co wiąże się z tym, by nie pojawiały się jakieś nieoczekiwane przesunięcia czasowe chociażby, nie? Z tym też – z dobrą organizacją pracy – łączy się na pewno również tak istotny element jak samodyscyplina. Każdy w zespole wie, co musi zrobić, i wie, jakie są właśnie tego konsekwencje, jeżeli coś nie wychodzi. Oczywiście wiadomo, że nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć, więc niektóre doświadczenia powtarzamy wielokrotnie, ale to uparte dążenie do celu najczęściej właśnie powoduje to, że dany pomysł kończy się sukcesem. Na pewno też kreatywność jest bardzo ważnym elementem rozwoju i nie tylko naukowców, nie? Ona mówi nam też o pewnym wizjonerstwie, o pewnych nowych poglądach na różnego rodzaju zagadnienia, więc jest to też taka ta miękka umiejętność bardzo istotna w sukcesie zawodowym na szerokim horyzoncie rynku pracy, projektów i tego typu różnych działań.

    Dziękuję wszystkim moim dzisiejszym gościom za rozmowy i Wam za uwagę.

    W dzisiejszym programie poruszyliśmy tematykę związaną z milenijnymi celami rozwoju Organizacji Narodów Zjednoczonych. Tematy naszych rozmów dotyczyły celu 13, który nakazuje nam „podjąć pilne działania w celu przeciwdziałania zmianom klimatu i ich skutkom”, celu 15: „chronić, przywrócić oraz promować zrównoważone użytkowanie ekosystemów lądowych, zrównoważone gospodarowanie lasami, zwalczać pustynnienie, powstrzymywać i odwracać proces degradacji gleby oraz powstrzymać utratę różnorodności biologicznej”, a także celu 8: „promować stabilny, zrównoważony i inkluzywny wzrost gospodarczy, pełne i produktywne zatrudnienie oraz godną pracę dla wszystkich ludzi”. To już koniec naszej serii o żywiołach i naukowcach oraz naukowczyniach, którzy działają na rzecz klimatu poprzez swoją pracę. Zachęcamy Was jednak do pozostania z nami – za chwilę kolejna seria naszych podcastów. Tym razem o tym, jak studiować na najlepszych, zagranicznych uczelniach. Jeżeli podcast Wam się podobał, prosimy – polećcie go innym osobom i koniecznie subskrybujcie, aby nie przeoczyć następnych odcinków.

    Podcast naukowy ADAMED SmartUP

  • Podcast naukowy ADAMED SmartUP

    Chciałabym zadać Wam pytanie: co to jest gleba? Często uczniowie na lekcji mówią: „no tutaj, ziemia w doniczce”. Gleba to ziemia i już… mamy. Rzeczywiście trudno powiedzieć, czym jest gleba. Spróbuję. Jest to mieszanina pokruszonej skały, obumarłej materii organicznej, wody i powietrza. Ta materia obumarła nie byłaby przydatna, gdyby nie została przetworzona przez organizmy żywe, które są w glebie, które właśnie ją przetwarzają na próchnicę. Gleba jest zasadniczym elementem ekosystemów lądowych, decydującym o utrzymaniu życia na Ziemi, dlatego jest bardzo ważna.

    Dzisiejszym tematem będzie ziemia. Symboliczna jak planeta lub bardzo dosłowna jak gleba pełna dżdżownic.

    „Pierwszy wschód słońca, który widziałam z Sojuza, to coś, czego nigdy nie zapomnę. Nie mogłam przestać się uśmiechać, to było naprawdę niezwykłe”.

    „Doświadczenie tego widoku Ziemi jest czymś tak niesamowitym, to coś niemal przytłaczającego za pierwszym razem”.

    Kiedy patrzymy na Ziemię z kosmosu, znikają narodowe podziały, konflikty dzielące ludzi stają się mniej ważne, a potrzeba wspólnych działań na rzecz ochrony naszej bladoniebieskiej kropki staje się oczywista i konieczna. Doświadczenie ujrzenia Ziemi z kosmosu zmieniło światopogląd wielu astronautów. Psychologowie nazywają to efektem „oglądu”, a dla osób, które nie oderwały się tak daleko od skorupy ziemskiej, konieczność jej ochrony nie zawsze jest taka oczywista. Na szczęście wiemy, że jest sporo osób, którym ta sprawa leży bardzo na sercu. Osoby te walczą o naszą planetę tak, jak my w ADAMED SmartUP lubimy najbardziej. Ich bronią jest nauka.

    Dr Anna Łosiak jest geologiem planetarnym. Pracuje w Polskiej Akademii Nauk oraz na Uniwersytecie w Exeter. Jest także laureatką programu Fundacji na rzecz Nauki Polskiej.

    Bada pani kratery uderzeniowe i procesy zachodzące na powierzchni Marsa. Proszę powiedzieć: czy my możemy czegoś się o Ziemi dowiedzieć, patrząc w kosmos?

    Dr Anna Łosiak: Jeżeli chodzi geologię impaktową, czyli powstawanie kraterów uderzeniowych, to jest to najważniejszy proces geologiczny w naszym układzie słonecznym i najprawdopodobniej we wszystkich innych układach słonecznych, jakie mamy we wszechświecie. A w skrócie chodzi po prostu o to, że rzeczy się ze sobą zderzają i to z bardzo dużą prędkością, i to są prędkości, które są dla nas normalnie zupełnie niewyobrażalne dlatego, że te ciała niebieskie – asteroidy, które np. od czasu do czasu uderzają w Ziemię albo właśnie w Marsa czy w siebie wzajemnie, mogą się poruszać z prędkością od kilkunastu do kilkudziesięciu kilometrów na sekundę. Więc to są absolutnie gigantyczne, niesamowite prędkości i podobne rzeczy w zasadzie nie występują na Ziemi w takich normalnych warunkach, a nawet gdy chcemy coś takiego badać w laboratorium, co się dzieje, jeżeli zderzamy ciała poruszające się z takimi prędkościami, to musi być zrobione w bardzo taki skomplikowany, drogi sposób, a i tak dochodzimy wyłącznie do takich niewielkich poziomów tych hiperprędkości. To znaczy wydaje mi się, że najszybszy pocisk, jaki udało nam się wystrzelić, miał prędkość około 7 km/s. Średnio to, co się zderza z Ziemią, ma prędkość 20 km/s. Czasem zdarza się tak, że te dwa ciała, które się zderzają, mają porównywalną wielkość. To już może całkowicie zmienić to, w jaki sposób wygląda Układ Słoneczny. Np. coś podobnego zdarzyło się na naszej planecie i właśnie dzięki takiemu zderzeniu mamy dzisiaj Księżyc bez takiego zderzenia, które nastąpiło bardzo, bardzo, bardzo dawno temu, chwilę po tym, jak powstał Układ Słoneczny, gdy zderzyło się ciało troszkę mniejsze od dzisiejszej Ziemi i z ciałem wielkości mniej więcej Marsa. Oba te ciała niebieskie praktycznie przetopiły się w całości w wyniku tego zderzenia, część masy tak się „wyplumknęła” na orbitę i w ten sposób powstał nasz Księżyc. Bez tego zderzenia nie byłoby nas tutaj. Dlatego że Księżyc to jest coś, co stabilizuje orbitę Ziemi, przez stabilizację orbity stabilizuje klimat na Ziemi. Gdyby nie Księżyc, wahania klimatu byłyby równie ekstremalne co wahania klimatu na Marsie, więc „jeej” dla zderzeń. Dzięki temu możemy lepiej zrozumieć, co jest potrzebne dla naszego własnego funkcjonowania, a także to, że kratery uderzeniowe mają całe mnóstwo takich superpraktycznych zastosowań. Więc to nie jest tylko zrozumienie powstawania naszej planety, co jakby jest istotne, żeby wiedzieć, po to żeby np. lepiej wydobywać różne złoża, które są związane bardzo, bardzo często z kraterami uderzeniowymi właśnie. Np. większość niklu, jaki wydobywaliśmy w przeciągu ostatnich stu lat na świecie, pochodzi właśnie z takiego gigantycznego krateru uderzeniowego w Kanadzie. Większość kraterów uderzeniowych, jakie są w Stanach Zjednoczonych, jest związana z dużymi pokładami ropy i gazu.

    Czy można powiedzieć, że Mars jest naszym planem B? Czy raczej dla Ziemi i Ziemian planu B na razie nie ma?

    Dr Anna Łosiak: Absolutnie nie. Nigdy nie będziemy w stanie terraformować Marsa tak, żeby był on takim miejscem dla życia dla nas, jakim jest Ziemia. Ziemia to jest ta planeta, o którą musimy dbać, dlatego że nie ma drugiej takiej. W związku z czym nie. Natomiast absolutnie jest możliwe, ja myślę, że jest nieuniknione wręcz, o ile się w międzyczasie tutaj nie wybijemy w jakiś malowniczy sposób, czego mam nadzieję unikniemy, że ludzkość zasiedli Marsa, że będziemy mieli stałe bazy na Księżycu i na innych ciałach niebieskich. Natomiast to nigdy nie będzie tak jak na Ziemi i Ziemia jest najfajniejszym miejscem do życia dla nas, jakie może być, nie zepsujmy tego.

    Pani prace są fascynujące. Myślę, że wiele młodych osób chciałoby się zajmować badaniami innych planet. Jakie porady miałaby pani dla przyszłych naukowczyń i naukowców, którzy chcieliby pójść tą drogą?

    Dr Anna Łosiak: Z jednej strony chciałam powiedzieć, że nigdy nie jest za późno, żeby zacząć. Są absolutnie niesamowici ludzie, którzy zaczęli wcale nie tak wcześnie i doszli do absolutnie cudownych, ważnych rezultatów np. Carolyn Shoemaker, która była żoną jednego z największych geologów zajmującym się kraterami geologicznymi właśnie. Po odchowaniu trójki dzieci, po powstrzymywaniu dużej liczby kolegów swojego męża przed ukatrupieniem tegoż męża, ponieważ miał dość malowniczy charakter (wspaniały naukowiec, średnio miły człowiek podobnież do przebywania, więc zajmowała się nie tylko dziećmi, ale też mężem), i wtedy, jak miała trochę więcej czasu, zajęła się sama nauką, dokładnie astronomią, i odkryła bardzo dużą liczbę nowych komet, asteroid, w tym także asteroidę, która rozpoczęła takie publiczne zainteresowanie się właśnie tematem kraterów uderzeniowych, kiedy na początku lat 90. została ta kometa zaobserwowana chwilę przed zderzeniem się z Jowiszem, chyba Jowiszem… albo Saturnem… chyba Jowiszem. I po tym, jak byliśmy w stanie oglądać na żywo ten niesamowity spektakl bardzo taki dramatyczny i wysokoenergetyczny, do ludzi nagle dotarło, że to może się zdarzyć też na Ziemi i byłoby fajnie tego uniknąć. Dzięki temu nie tylko powstały kilka lat później dwa filmy, jeden z nich to „Armageddon” drugi to „Deep Impact”, które po prostu wdrukowały ludziom w mózgi taką możliwość bycia trafionym przez asteroidę i konieczność uniknięcia tego losu, ale też bardzo, bardzo ułatwiły uzyskiwanie pieniędzy od polityków przez naukowców na śledzenie tego typu asteroid, które mogą nam zagrozić na bieżąco. W związku z tym supernauką można się zająć w każdym wieku. Natomiast jeżeli zaczynałabym jeszcze raz moją karierę, to przede wszystkim sugerowałabym zainteresowanie się różnymi rzeczami, niekoniecznie zawężania swoich zainteresowań do jednej tylko rzeczy, dlatego że jest bardzo dużo specjalistów w jednym konkretnym temacie. Natomiast bardzo trudno jest czasem połączyć różne kawałki wiedzy ze sobą z trochę innej strony, co pozwala nam odkryć zupełnie nowe rzeczy. W związku z czym, jeżeli ktoś specyficznie zainteresowany jest geologią planetarną jako taką, bardzo sugeruję zacząć od geologii ziemskiej najpierw, bo bez tego, bez zrozumienia tych procesów, które występują na Ziemi, nie będziemy i nie jesteśmy w stanie zrozumieć tego, co się dzieje, działo na innych planetach. I jeszcze znalezienie czegoś, co naprawdę nas interesuje, wgryzienie się w to, zachowanie takiego entuzjazmu, bo jeżeli nie lubimy tego, co robimy, to nie będziemy robić tego dobrze.

    Omówiliśmy już Marsa, ale wróćmy na Ziemię. Skażona gleba to poważne wyzwanie. W glebie i gruntach są wszelkie związki chemiczne i pierwiastki promieniotwórcze, a także mikroorganizmy, które występują w zwiększonych ilościach. Zanieczyszczenia pochodzą między innymi z odpadów przemysłowych i komunalnych, gazów i pyłów emitowanych z zakładów przemysłowych, z silników spalinowych oraz substancji stosowanych w rolnictwie, ale okazuje się, że możemy mieć sprzymierzeńców, którzy pomogą nam uporać się z pewnym rodzajem zanieczyszczeń.

    „Mówią na to Groot. Roślina człekokształtna, jak zeznał 89P13: skrzyżowanie drzewka szczęścia i goryla”.

    W filmie „Strażnicy Galaktyki” Ziemię i kilka innych planet pomaga uratować Groot, ale dr Alicja Babst-Kostecka z Instytutu Botaniki im. Władysława Szafera PAN w Krakowie, laureatka programu „Powroty” Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, zdobywczyni wielu nagród i stażystka na wielu światowych uniwersytetach, odkryła innego sprzymierzeńca w walce o czystość gleby.

    Pani doktor, czym jest i co potrafi rzeżusznik Hallera?

    Dr Alicja Babst-Kostecka: Rzeżusznik Hallera to niewielka i niepozorna roślina, która kwitnie na biało, występuje w Europie Środkowej i Południowej i preferuje przede wszystkim tereny górskie. Spacerując po górach, możemy ją spotkać przy brzegach potoków czy na skrajach lasów, ale poza tymi pięknymi naturalnymi obszarami rzeżusznik Hallera rośnie też na terenach niżowych przy kopalniach czy hutach, a ponieważ te obszary są często zanieczyszczone metalami ciężkimi, są one toksyczne dla większości organizmów żywych, w tym roślin. Występują tam więc tylko takie gatunki, które potrafią tolerować wysokie stężenie metali w glebach. I rzeżusznik należy właśnie do takiej wyjątkowej grupy. Dodatkowo jest też przedstawicielem tak zwanych hiperakumulatorów. Są to rośliny, które mają możliwość gromadzenia ogromnych ilości metali w swoich częściach nadziemnych, głównie w liściach. I właśnie dzięki tym dwóm cechom: tolerancji i hiperakumulacji, rzeżusznik stał się gatunkiem, który my ekolodzy bardzo chętnie badamy, nazywamy go wręcz gatunkiem modelowym. Ponadto tolerancja i hioperakumulacja metali mają też praktyczne zastosowanie m.in. w fitoremediacji i w oczyszczaniu gleb z metali ciężkich, takich jak cynk, kadm czy ołów. Rzeżusznik może więc pomóc nam w przywracaniu wartości użytkowej zanieczyszczonych gleb.

    Trzeba przyznać, że nazwa tej rośliny może sprawić kłopot na niejednym sprawdzianie z ortografii. Skąd się wzięła ta nazwa?

    Dr Alicja Babst-Kostecka: Nazwa faktycznie płata często figle. Taksonomia często płata nam figle podczas tworzenia właśnie jakichś polskich nazw gatunkowych i rzeżusznik Hallera należy do rodziny kapustowatych. Przez wielu botaników jest włączany do rodzaju gęsiówka, dlatego w języku polskim zamiennie nazywamy go rzeżusznikiem bądź gęsiówką, z łaciny „arabis”. Po raz pierwszy roślinę tę oznaczył botanik szwajcarski nazywający się Haller, który interesował się florą alpejską, i to właśnie od jego nazwiska pochodzi drugi człon nazwy tego rzeżusznika. Natomiast naukowa nazwa rzeżusznika Hallera to „Arabidopsis halleri” i jest to nazwa łacińska.

    A jak to się stało, że zajęła się pani badaniem roślin i czy zawsze pani chciała zajmować się wyzwaniami związanymi z zatruwaniem naszej planety?

    Dr Alicja Babst-Kostecka: Ja jestem urodzonym podróżnikiem i od zawsze uwielbiałam spacerować przede wszystkim po górskich szlakach i prawdopodobnie jako dziecko niejednokrotnie rzeżusznika widziałam, nie mając pojęcia, że to jest roślina, z którą spędzę piękny kawałek mojego życia później. I niestety często przemieszczając się pomiędzy naszymi pięknymi górami w drodze w Tatry czy w Bieszczady, czy w Sudety, musiałam przedrzeć się przez obszary pogórnicze, których mamy sporo w południowej Polsce i myślę, że to ta ekspozycja do takich mocno kontrastowych krajobrazów, z jednej strony naturalnych, zielonych, górskich, a z drugiej strony szarych i zniszczonych niestety przez naszą antropogeniczną działalność, obudziła we mnie ducha ekologa. Wtedy myślę, że będąc w liceum, tak naprawdę podjęłam decyzję, że ochrona środowiska to jest właśnie ta dziedzina, w której ja bym się chciała wyspecjalizować. I podczas studiów wyjechałam w ramach programu ERASMUS na wymianę studencką do Francji na Uniwersytet Lille i tam miałam możliwość włączyć się do prac właśnie nad „Arabidopsis halleri”, i to wtedy uświadomiłam sobie, jak wielka moc tkwi w tych małych, niepozornych roślinkach, i jak bardzo jest nam potrzebna wiedza na temat hiperakumulatorów, by kiedyś ewentualnie, skutecznie, metodami biologicznymi, zielonymi móc walczyć z zanieczyszczeniami gleb, które w historii naszej działalności antropogenicznej no niestety narastają i są ogromnym problemem.

    Słuchacie podcastu naukowego ADAMED SmartUP. Więcej o programie wspierającym naukowe pasje polskiej młodzieży przeczytacie na adamedsmartup.pl.

    Dr inż. Karol Wawrzyniak z Interdyscyplinarnego Zakładu Analiz Energetycznych Narodowego Centrum Badań Jądrowych zajmuje się łączeniem możliwości modeli matematycznych, mocy obliczeniowych superkomputerów i transformacją energetyczną polskich gmin.

    Panie doktorze, w jaki sposób modele matematycznie mogą pomóc nam przejść na bardziej przyjazną dla środowiska gospodarkę energetyczną i co mają z tym wspólnego superkomputery?

    Dr inż. Karol Wawrzyniak: To jest tak, że rzeczywistość, która nas otacza, pomimo że wydaje się dosyć łatwa w zrozumieniu na pierwszy rzut oka, to taka nie jest i podjęcie decyzji, co robić, żeby coś zmienić, w oparciu o wiedzę tylko i wyłącznie ekspercką czasami jest zbyt trudne albo precyzja jest zbyt uproszczona, czyli nie daje oczekiwanych efektów. Jeżeli weźmiemy sobie pod uwagę np. zmiany klimatyczne, które zachodzą na Ziemi, to zrozumienie, dlaczego te zmiany się wydarzają i jakie mają konsekwencje, jakie są pętle zwrotne np. w tym środowisku, jakie nas otacza, wymaga pewnych dosyć zaawansowanych modeli matematycznych. Tak jakby w kontekście klimatu. Natomiast w kontekście teraz energetyki jest podobnie, jeżeli teraz np. na poziomie gminy ja muszę podjąć decyzję, jak efektywnie wydać środki w ciągu np. najbliższych 10 lat tak, żeby osiągnąć pewne cele, np. redukcję smogu z obecnego poziomu do zerowego poziomu czy redukcję emisji CO2 czy też inne cele, które mogę sobie wyznaczyć, np. uruchomienie lokalnej przedsiębiorczości na jakimś poziomie, okazuje się, że to wcale nie jest takie łatwe zagadnienie, bo z jednej strony mogę rozbudować np. sieć gazową, z drugiej strony mogę rozbudować ciepłowniczą, z trzeciej strony mogę np. jakieś dofinansowanie dla mieszkańców dać na pompy ciepła. Możliwe, że muszę zmodernizować ciepłownię, którą mam, która może być przestarzała. Tak że jest wiele różnych pytań, także o technologię, w której będę to robił, gdzie oczywiście ekspert ma jakieś doświadczenie i może pomóc, natomiast zawsze ta wiedza ekspercka już będzie suboptymalna, czyli to nie będzie optymalne rozwiązanie, ponieważ problem jest zbyt skomplikowany. Natomiast superkomputer czy nawet zwykły komputer w niektórych przypadkach, jeżeli jest odpowiednio sparametryzowany, czyli zasilimy go tą wiedzą właśnie o technologiach, o tym, jaki jest stan obecny, znajdzie to rozwiązanie optymalne, czyli znajdzie taką ścieżkę dojścia do tego celu, która będzie nas najmniej kosztować, czyli też zapewni najbardziej efektywne wydawanie środków, a na ogół są to środki publiczne, czyli nas wszystkich. To jest w kontekście, powiedzmy, taki obrazek samorządu społeczności lokalnych, ale podobnie też jest na poziomie krajowym czy też na poziomie europejskim. Jeżeli teraz wkładamy jakieś regulacje albo np. inwestujemy w jakieś technologie na poziomie europejskim też, nie wiem, np. fotowoltaika albo wiatr na morzu, to pytanie jest, jakie to będzie miało konsekwencje na rynku. No nie wiem, energetyka jądrowa w Polsce, jakie to będzie miało konsekwencje dla mieszkańców, jakie będzie miało konsekwencje ekonomiczne, ale też z punktu widzenia bezpieczeństwa jakie to będą konsekwencje. Żeby takie pytanie rozwiązać, żeby zrozumieć, co się będzie działo, to też całkiem nowe zaawansowane modele matematyczne muszą być uruchomione, które z jednej strony modelują zachowania innych podmiotów na rynku, ponieważ taka elektrownia jądrowa to nie będzie jedyny gracz, są też inne elektrownie, nie tylko w Polsce, ale też w Europie, ponieważ ich rynek jest jakby połączony. I zrozumienie teraz jak się zachowają inne podmioty, kiedy ja podejmę jakąś decyzję oraz jaki będzie poziom bezpieczeństwa, czyli w jaki sposób będzie się fizyka, która jest poniżej, że tak powiem kształtować, jakie będą rozpływy mocy na liniach, też wymaga znowu superkomputerów i to superkomputerów dużej mocy, dlatego właśnie tutaj mocno się wspieramy takimi klastrami obliczeniowymi, które tego typu problemy nam pomagają rozwiązać. Klaster obliczeniowy to jest zestaw komputerów, które stoją w jednym miejscu, czyli są w takiej serwerowni, niekoniecznie one muszą być w jednym miejscu, bo równie dobrze mogą być w chmurze gdzieś. Nie wiem, my często nie możemy powiedzieć, gdzie one tak naprawdę stoją. Natomiast jest to jakaś moc większa niż jeden komputer, wpięta w pewien sposób, czyli te komputery są widoczne jako grupa i ja, definiując problem matematyczny, definiując tak naprawdę, pisząc oprogramowanie, mogę skorzystać z tego zasobu jako całości, nie z pojedynczej maszyny, tylko właśnie, powiedzmy, nie wiem z tych tysięcy komputerów, które gdzieś tam stoją albo w jednym miejscu, albo właśnie w tej chmurze są w różnych miejscach, ale z mojego punktu widzenia ja mogę i tak traktować je tak jakby one były takim po prostu jednym, wielkim, superkomputerem podzielonym na tysiące małych elemencików. Więc tak musze napisać to oprogramowanie, żeby on mógł fajnie wykorzystać te tysiące małych elemencików.

    Jest pan naukowcem, przedsiębiorcą i prowadzi pan jako menager zespół niezwykłych osób. Jakie umiejętności powinni i powinny rozwijać przyszli naukowcy i naukowczynie, którzy chcieliby iść pana drogą?

    Dr inż. Karol Wawrzyniak: Na chwilę obecną zespół ma około 30 osób i są to ludzie, którzy mają bardzo różne kompetencje, są to ludzie, z których część jest np. fizykami, część jest właśnie od IT, od komputerów, od tych superkomputerów, część jest ekonomistami, część jest matematykami, część jest np. elektroenergetykami, czyli np. takie twarde, inżynierskie umiejętności mają. Natomiast wydaje mi się, że to, co łączy tych ludzi, których my szukamy jako zespół też, których szukamy właśnie do zespołu, to jest po pierwsze dociekliwość, czyli zadawanie takiego pytania: dlaczego tak? Dlaczego coś się dzieje, dlaczego tutaj zachodzi ten efekt. Niepoprzestawanie na prostych odpowiedziach, ponieważ na ogół te proste odpowiedzi nie są prawdziwe. To jest jedna cecha, która na pewno jest bardzo ważna, a druga, która jest w pewien sposób powiązana często, ale niekoniecznie, to jest pasja. Ja chcę wiedzieć, ja chcę zrozumieć i na czymś mi zależy, chcę o to powalczyć trochę i przez to też zadaję to pytanie „dlaczego?” odpowiednio głęboko, odpowiednio wiele razy, żebym zrozumiał, jak coś działa, żebym mógł to zmienić. Jeżeli umiemy w sobie tę pasję rozwijać, to potem, w którym kierunku pójdziemy, czy pójdziemy w kierunku informatycznym czy w stronę bardziej nauk inżynieryjnych takich twardych, czy w stronę ekonomii, to jest jakby wtórne, to ta umiejętność jest kluczowa i przedefiniowanie nawet swoich umiejętności później takich właśnie już analitycznych w trochę inną stronę nie będzie stanowiło problemu, jeżeli ja w sobie rozbudzę i tę pasję i tą dociekliwość odpowiednio wcześniej.

    Co poradziłby pan swoim następcom, młodym ludziom, który chcą wykorzystywać naukę do walki o lepszą planetę? Jak się za to zabrać?

    Dr inż. Karol Wawrzyniak: Pierwszą radą, jeżeli tutaj mogę się o taką radę pokusić, jest mówienie o tym, na czym mi zależy, tak? Bo wtedy z mojego doświadczenia wynika, że zawsze znajdę wokół ludzi, którzy będą chcieli mi pomóc, będą chcieli mi pomóc zrozumieć więcej, będą chcieli mi też podpowiedzieć właśnie, w którą stronę powinienem iść, jeżeli mi na tym zależy. W pierwszym ruchu rozmowa – jeżeli ci na czymś zależy, to w takim wypadku mów o tym najszerzej jak potrafisz, odpowiadaj, znajduj ludzi, którzy interesują się tym samym. Oni prawdopodobnie są na innym etapie zaawansowania i możliwe, że będą w stanie ci coś podpowiedzieć, możliwe, że będą w stanie ci wskazać kierunek studiów, np. który jest związany też z twoimi umiejętnościami, który pozwoli ci z jednej strony zrealizować się tak intelektualnie, z drugiej strony pozwoli też właśnie osiągać cele, na których ci zależy. Więc to daje taki istotny element. Z drugiej strony myślę, że też dla mnie istotne jest to, żeby ci młodzi ludzie starali się słuchać. Nie tylko słuchać tylko tych ludzi, którzy są im bliscy, ale też słuchać tych, którzy możliwe, że są przez nich postrzegani jako ci, którzy są po drugiej stronie, gdyż wtedy można lepiej odpowiedzieć na pytanie: co ja mogę zrobić, żeby zbudować pewne rozwiązania, które są akceptowane szeroko? Bo jeżeli ja będę budował rozwiązania tylko dla pewnej wąskiej grupy ludzi, to prawdopodobnie nie spełnią tego oczekiwania, które ja mam w sobie. Ja wiem, że to nie jest może taka znowu stricte łatwa odpowiedź, jaką byśmy może chcieli uzyskać, natomiast mówić o tym, na czym mi zależy, i słuchać innych, szczególnie tych, którzy nie myślą tak samo jak ja. To jest odpowiedź, którą bym dał takim młodym ludziom, która tak naprawdę nie ma nic wspólnego z tą nauką, którą robię, natomiast nauka w jakiś sposób pozwala potem, jak już rozumiem tę swoją stronę i drugą stronę, i umiemy zbudować konsensus. Nauka pozwala potem zaadresować strategię w taki sposób, w jaki chcielibyśmy budować rozwiązania, żeby one były akceptowane społecznie. Bo tak naprawdę to z czegokolwiek byśmy nie zbudowali pod kątem technicznym, jeżeli to się przekłada na społeczeństwo, to musi być ta akceptowalność społeczna, czyli te umiejętności miękkie są bardzo mocno potrzebne.

    Dziękuję wszystkim moim dzisiejszym gościom za rozmowy i wam za uwagę. W dzisiejszym programie poruszyliśmy tematykę związaną z milenijnymi celami rozwoju Organizacji Narodów Zjednoczonych. Tematy naszych rozmów dotyczyły celu 13. zatytułowanego „działania w dziedzinie klimatu”, celu 15.: „chronić, przywrócić oraz promować zróżnicowane wykorzystanie ekosystemów lądowych oraz zrównoważone gospodarowanie lasami, zwalczać pustynnienie, powstrzymywać i odwracać proces degradacji gleby oraz powstrzymać utratę różnorodności biologicznej”. Jeśli podcast wam się podobał, prosimy polećcie go innym osobom i koniecznie subskrybujcie, aby nie przeoczyć następnych odsłon. Do usłyszenia w następnym odcinku.

    Podcast naukowy ADAMED SmartUP

  • Podcast naukowy ADAMED SmartUP

    Powietrze – mieszanina gazów i aerozoli składająca się na atmosferę ziemską. Jak wiadomo, bez powietrza życie na Ziemi nie byłoby możliwe.

    Dr Tedros Adhanom Ghebreyesus – dyrektor WHO, 30 października 2018 roku, Genewa, pierwsza globalna konferencja WHO na temat zanieczyszczeń powietrza i zdrowia:

    „Jesteśmy tutaj, ponieważ zanieczyszczenie powietrza jest jednym z największych zagrożeń dla zdrowia ludzkości i musimy coś z tym zrobić, pilnie. Proszę pozwolić, że przypomnę kilka liczb. Zanieczyszczenie powietrza zabija 7 milionów osób każdego roku. Na całym świecie 9 z 10 osób oddycha powietrzem zanieczyszczonym emisjami, będącymi pochodnymi ruchu samochodowego, przemysłu, rolnictwa i spalania odpadów. Około 3 miliardów osób używa wysoce dymiących, emitujących substancje smoliste pieców i pali w swoich domach, aby gotować lub ogrzewać się. Nasze ostatnie estymacje wskazują, że nawet 1/3 zgonów z powodu zawałów serca, udarów, nowotworów płuc i przewlekłych chorób dróg oddechowych wywołana jest zanieczyszczeniem powietrza".

    O tym, jak jest źle, słyszymy dużo. Spośród 10 najbardziej zanieczyszczonych miast w Europie 7 jest w Polsce. Ale jednocześnie mamy mnóstwo niezwykłych osób, które walczą o czyste powietrze i walczą tak, jak my w ADAMED SmartUP lubimy najbardziej. Ich bronią jest nauka.

    Nie ma wątpliwości, że smog szkodzi zdrowiu. Choć do niedawna uważano, że smog wpływa niekorzystnie głównie na drogi oddechowe, dziś wiadomo, że toksyczne cząsteczki przedostające się z powietrza do organizmu mogą spowodować stany zapalne i uszkodzenia we wszystkich niemal tkankach i narządach. Dotyczy to także, a może przede wszystkim, dzieci. Dlatego dzisiaj rozmawiam z Panem dr. hab. inż. Arturem Jerzym Badydą, kierownikiem zakładu informatyki i badań jakości środowiska w Politechnice Warszawskiej, współautorem badania przeprowadzonego przez Warszawski Uniwersytet Medyczny, Politechnikę Warszawską i firmę ARC.

    Panie Doktorze, co to jest smog?

    Dr hab. inż. Artur Jerzy Badyda: Smog jest to pewne zjawisko – i to trzeba podkreślić. Zjawisko, które jest związane ze współistnieniem dwóch grup czynników. Pierwszą z tych grup czynników, można powiedzieć… Jedna i druga jest kluczowa, ale pierwszą z tych grup czynników są czynniki związane z meteorologią, to znaczy z pewną sytuacją, która w taki czy inny sposób powoduje brak możliwości albo utrudnione możliwości w mieszaniu się mas powietrza. Co jest kluczowe dla tej drugiej grupy czynników, związanej z zanieczyszczeniem powietrza. W okresie, kiedy występuje szczególnie tak zwana wyżowa pogoda, kiedy dochodzi do sytuacji – zwłaszcza w okresie zimowym – tak zwanej inwersji termicznej, a więc sytuacji, w której wraz ze wzrostem wysokości nad poziomem gruntu zaczyna nam rosnąć, a nie spadać, jak to ma miejsce normalnie, temperatura powietrza. Zanika nam tak zwane zjawisko konwekcji, a więc zjawisko polegające na tym, że masy powietrza cieplejsze ku dołu unoszą się do góry. W przypadku inwersji termicznej taka możliwość zostaje zablokowana. Dodatkowo, jeśli występuje pogoda bezwietrzna albo prawie bezwietrzna, w zasadzie można powiedzieć, że masy przestają mieć możliwość ruchu, przestają się przemieszczać. W związku z tym, jeśli równocześnie występuje ta druga grupa czynników, czyli zanieczyszczenie powietrza, emisja zanieczyszczeń powietrza, wówczas w tych masach powietrza zaczynają gromadzić się zanieczyszczenia. Te stężenia zanieczyszczeń zaczynają rosnąć ze względu na to, że te masy powietrza się nie przemieszczają i w efekcie w pewnym momencie dochodzi do takiej sytuacji, że te stężenia są wyjątkowo wysokie, i wówczas zaczynamy mówić o zjawisku smogu. Czyli o wysokich stężeniach zanieczyszczeń w masie powietrza. Niegdyś definiowano ten smog jako właśnie zanieczyszczenia powietrza, grupę zanieczyszczeń, mieszaninę zanieczyszczeń powietrza składającą się przede wszystkim, jeśli mówimy o smogu tak zwanym zimowym, czyli z pyłów, tlenku węgla, dwutlenku siarki i innych substancji w nieco mniejszych stężeniach. Dzisiaj w zasadzie, ponieważ z dwutlenkiem siarki mamy do czynienia raczej w niewielkim stopniu, problem wysokich stężeń dwutlenku siarki w Polsce został w dużej części rozwiązany. W związku z tym ta typowa dotychczasowa definicja smogu, który poza tym, że nazywał się zimowy, to czasem mówiono o nim właśnie siarkowy albo ewentualnie czarny, to dzisiaj ta definicja nie jest do końca spełniona. W związku z tym o zjawisku smogu mówimy w sytuacji, kiedy mamy wysokie stężenia pyłu zawieszonego, pyłów PM10, PM2,5, czyli drobnych cząstek, które są w stanie wnikać do układu oddechowego człowieka, bardzo często również tlenku węgla przy właśnie sprzyjających warunkach atmosferycznych powodujących, że masy powietrza się nie przemieszczają, gdzie występuje brak opadów, które mogłyby wybywać te zanieczyszczenia i powodować zmniejszenie ich stężeń w powietrzu – wówczas mówimy o zjawisku smogu. Mam nadzieję, że może ta przydługa trochę historia na temat smogu, ale może rozjaśni, czym to zjawisko jest. Dodam tylko jeszcze, że bardzo często w przestrzeni publicznej spotykamy się z wymiennym stosowaniem terminu „smog” i „zanieczyszczenie powietrza”. Więc chciałbym tutaj uczulić, że to nie są tożsame terminy. Tak że zanieczyszczenie powietrza to jest jedno, a smog jest pewnym zjawiskiem, w którym te zanieczyszczenia powietrza biorą udział, ale nie jest to synonim zanieczyszczeń powietrza.

    Jest Pan współautorem niezwykle ciekawych badań o wpływie smogu na zdrowie dzieci. Co Państwo badali? W jaki sposób i jakie są tego wyniki?

    Dr hab. inż. Artur Jerzy Badyda: Przyglądaliśmy się, w jaki sposób zanieczyszczenie powietrza może wzmagać takie symptomy jak problemy alergiczne, w tym: katar sienny, podrażnianie błon śluzowych nosa, gardła czy wywoływanie stanu zapalnego spojówek. To było badanie, można powiedzieć, kliniczne, natomiast nie było żadnych badań medycznych, żadnych procedur medycznych realizowanych na pacjentach. Badanie miało charakter ankietowy – ankiety, która była skierowana do rodziców dzieci w wieku lat od 3 do 12 z bardzo wielu różnych części Polski. W sumie prawie 1,5 tysiąca respondentów wzięło udział w badaniu, w związku z czym to już jest wystarczająco duża grupa, żeby można było wysnuwać jakieś daleko idące wnioski. Na wyniki tych badań nakładaliśmy właśnie informacje o zanieczyszczeniu powietrza i tutaj przede wszystkim skupiliśmy się na pyle zawieszonym, o którym wspomniałem wcześniej, tzn. na pyle PM10 i PM2,5. Czyli drobnych i bardzo drobnych cząstkach pyłu, które są w stanie wnikać do układu oddechowego. Te większe cząstki zwykle w dużej części pozostają w górnych partiach układu oddechowego, natomiast te mniejsze cząstki są w stanie bez problemu migrować do dolnych partii układu oddechowego. Najdrobniejsze bez problemu przenikają przez pęcherzyki płucne do układu krążenia. Tutaj dodam jeszcze, że nie patrzyliśmy, nie przyglądaliśmy się tak zwanym ultradrobnym cząstkom, ponieważ niestety te nie są monitorowane w systemie państwowego monitoringu środowiska. Ale warto też zwrócić uwagę na to, że te ultradrobne cząstki, czyli cząstki o średnicach poniżej jednego mikrometra, a w szczególności jeszcze mniejsza ich frakcja, czyli cząstki o średnicach poniżej stu nanometrów, mogą bez problemu przenikać barierę krew – mózg, a zatem przenikać również do naczyń mózgowych. Co jest szczególnie niebezpieczne dla dzieci, zwłaszcza będących w fazie rozwoju, ponieważ wraz z tymi zanieczyszczeniami pyłowymi mogą do naczyń mózgowych trafiać np. metale ciężkie, które są silnie związane z tymi ultradrobnymi cząstkami pyłu, a w efekcie powodować problemy w rozwoju tego centralnego układu nerwowego u dzieci.

    To bardzo ciekawe, ale zastanawiam się, czy już jako mały chłopiec chciał Pan badać wpływ smogu na dzieci?

    Dr hab. inż. Artur Jerzy Badyda: Chciałbym wspomnieć takie moje doświadczenie bardziej już jako późny nastolatek. Na ten temat prowadziłem rozmowy z moją babcią, świętej pamięci babcią, która była chemikiem. Zajmowała się w dużej części takimi substancjami, które dzisiaj wiemy, że znajdują się w zanieczyszczeniach powietrza. Pamiętam, jak próbowała mnie przekonywać do tego, że zanieczyszczenia, które są emitowane podczas grillowania, są szkodliwe dla zdrowia człowieka. Z przymrużeniem oka traktowałem to, co mówiła do mnie babcia. Jako już dość doświadczony naukowiec stwierdziłem, że zajmę się zbadaniem tego, co też faktycznie z emisji z tych grilli powstaje. Wspólnie z moimi kolegami i koleżankami z innych uczelni żeśmy kilka lat temu zrobili takie badanie dotyczące tego, co jest emitowane w przypadku korzystania z takiego tradycyjnego grilla. No i okazało się, że moja babcia miała rację, nie tylko jeśli chodzi o to, jakie jest spektrum tych substancji, które powstają podczas spalania tego brykietu czy też węgla drzewnego na tradycyjnym grillu, ale że również może mieć to poważne skutki dla zdrowia człowieka. Bo oprócz tego, żeśmy zbadali, co jest emitowane, to również zrobiliśmy taką analizę dosyć szczegółową związaną ze skutkami zdrowotnymi, ze skutkami związanymi z narażeniem na te zanieczyszczenia, które podczas grillowania powstają. No i okazuje się, że tak naprawdę może to mieć poważne znaczenie dla rozwoju chorób nowotworowych.

    Smog wpływa w ogromnym stopniu na nasze zdrowie, sytuacja jest poważna i wiele jest jeszcze do zrobienia, ale co to oznacza dla każdego i każdej z nas? Czy możemy jakoś walczyć ze smogiem we własnym zakresie?

    W filmie „Rocky” z 1976 roku główny bohater, bokser Rocky Balboa, podczas treningowych biegów przez Filadelfię mija dymiące kominy fabryczne, biegnie wśród samochodów po ulicy, na targu mija płonące koksowniki. No właśnie, podczas uprawiania sportu w mieście jesteśmy wyeksponowani na wiele mało zdrowych czynników. Również na smog. Rozmawiam z dr inż. Anną Gajer – naukowczynią, która na co dzień wspiera organizacje pozarządowe oraz samorządy w zakresie walki o czyste powietrze.

    W swojej pracy doktorskiej badała Pani, w jakim stopniu mieszkaniec miasta jest narażony na zanieczyszczenie pyłowe powietrza i od czego zależy to narażenie. Pani Doktor, co nam grozi podczas niewinnego joggingu w mieście?

    Dr inż. Anna Gajer: Może bezpośrednio jednorazowe narażenie na wysokie stężenie zanieczyszczeń powietrza nie są jakieś takie bardzo trwale uszkadzające zdrowie. Natomiast jeżeli rzeczywiście mamy do czynienia ze smogiem, mamy do czynienia z wysokimi stężeniami przez długi okres czasu, np. przez cały okres grzewczy, to rzeczywiście spędzanie czasu na zewnątrz zwiększa tę ekspozycję i – jednym słowem – zwiększa nasze narażenie na to, że większa liczba chociażby cząstek stałych, czyli tego pyłu, dostanie się do naszych płuc i do innych organów naszego organizmu. Dbanie o jakość naszego zdrowia, sprawność fizyczną, aktywność fizyczną tak naprawdę polepsza nasze zdrowie. Więc jest taka trudna odpowiedź do udzielenia, czy tak naprawdę gorzej jest w ogóle nie uczestniczyć w takiej aktywności fizycznej na zewnątrz, czy lepiej podejmować aktywność fizyczną pomimo tego, że jakość powietrza jest zła. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi niestety.

    W Pani notkach biograficznych możemy przeczytać, że jest Pani żeglarką, narciarką oraz miłośniczką podróży. Czy te zainteresowania miały wpływ na Pani pracę naukową?

    Dr inż. Anna Gajer: Szczerze powiedziawszy, akurat moje zamiłowanie do sportu na zewnątrz nie miało wpływu na ścieżkę kariery, niemniej – co warto podkreślić – spędzanie czasu na otwartym powietrzu, w miejscach, w których stężenie zanieczyszczeń powietrza jest mniejsze, jest, że tak powiem, korzystne dla naszego zdrowia, ponieważ wysoko w górach jest lepsza jakość powietrza niż bezpośrednio nad miastem, np. znajdujących się w kotlinie czy w dolinie wśród miejsc, w których znajdują się paleniska domowe, ogrzewane są domy paliwem stałym. Więc lepiej, że tak powiem, wykonywać tę aktywność, wykonywać wysoko w górach, jeździć na nartach czy latem, kiedy stężenia w Polsce są zdecydowanie niższe niż zimą, uprawiać żeglarstwo. Niemniej jednak rzeczywiście nie to zdecydowało o mojej ścieżce kariery.

    A co możemy poradzić naszym słuchaczom, młodym osobom zainteresowanym nauką? Jak wykorzystać pasję w walce o lepsze powietrze?

    Dr inż. Anna Gajer: Na pewno to, co sprzyja rozwojowi społeczeństwa i rozwojowi społeczeństwa, nazwijmy to, bardziej ekologicznego, to zwiększanie świadomości. Wydaje mi się, że duży nacisk, który można by było położyć na rozwój nauki i naraz poszerzanie świadomości, to jakby ulepszenie technologii powiadamiania społeczeństwa, to jest np. taki trop, który mogę rzucić. Są na pewno różne technologie, które ograniczają emisje zanieczyszczeń, np. z palenisk domowych. To jest kolejne miejsce, w którym można rozwijać swoje pasje naukowe, wdrożeniowe i w którym rzeczywiście przyczynialibyśmy się do lepszej jakości powietrza.

    Słuchacie podcastu naukowego ADAMED SmartUP. Więcej o programie wspierającym naukowe pasje polskiej młodzieży przeczytacie na: adamedsmartup.pl

    Bolesław Leśmian, „Łąka”

    Kto całował mak w zbożu – nie zazna niedoli.

    Trawa z ziemi wyrwana pachnie, lecz nie boli.

    Kocham stopy twoje bose, że deptały kruchą rosę,

    Rozróżniając na oślep chabry od kąkoli.

    Już słońce mimochodem do rowu napływa,

    Skrzy się łopuch kosmaty i bujna pokrzywa.

    Jeno pomyśl, że Ci wolno kochać łątkę i mysz polną,

    I przepiórkę, co z głuchym trzepotem się zrywa.

    Łąka, kwiaty, lato – ale co zioła takie jak łopuch i pokrzywa mają wspólnego ze smogiem? Okazuje się, że całkiem sporo. Rozmawiam z Maciejem Podymą, prezesem Fundacji Łąka i członkiem sieci Ashoka – Innowatorzy dla Dobra Publicznego.

    Łąka i smog? Co ma łopuch do pyłów zawieszonych?

    Maciej Podyma: Co – też było dla nas pewne zaskoczenie, jednocześnie coś, co jest oczywiste, czyli wiadomo – rośliny, szczególnie drzewa, kojarzyły nam się przez wiele lat z walką ze smogiem, tym, że ten smog, który pojawia się w miastach, którego składnikiem są przeróżne pyły: PM10, 2,5, 1, w zależności od tego, jaką frakcję badamy i skąd się one biorą – czy są z transportu, czy z tak zwanych kopciuchów, czy jakichś elektrociepłowni. Ich te pyły tworzące smog osadzają się na roślinach. Jak się osadzają na roślinach, to są albo zmywane z deszczem i trafiają z powrotem do gleby, albo zostają na tych częściach zielonych czy na korze, czy łodygach roślin zielnych, którymi my się zajmujemy.

    Zastanawiam się, jak się wpada na takie pomysły?

    Maciej Podyma: Pomysł na łąki antysmogowe – czyli to, żeby wykorzystywać też te niższe rośliny, nie tylko drzewa i krzewy, które kiedyś były na celowniku naukowców i zostały dobrze przebadane pod tym kątem – pojawił się jakieś 4 lata temu, kiedy tematem łąk kwietnych zaczął zajmować się Kraków. I to się pojawiło tak naprawdę przypadkiem. Pewien pan, który się zajmował PR-em Krakowa, na jednej konferencji miał mówić o łąkach kwietnych, które miały powstawać w Krakowie, i jednocześnie o strategii walki ze smogiem – i po prostu połączył te dwa tematy w jedno. My zobaczyliśmy informację prasową z tej konferencji, na której on o tym powiedział, no i uznaliśmy: „Boże, genialny pomysł”. Pomyśleliśmy: jak wy to robicie? Odezwaliśmy się do nich i się okazało, że to był taki chochlik, który się pojawił na konferencji, no i skoro pomysł był dobry, temat wydawał się realny do zrealizowania, więc postanowiliśmy działać wspólnie z Zarządem Zieleni Miejskiej w Krakowie i wprowadziliśmy pierwsze takie mieszanki, której były dostosowane do tego, żeby wyłapywać pyły. Przede wszystkim chodziło nam o to, żeby dobrać rośliny, które mają lepkie i szorstkie liście, tj. drzewa uznawane za antysmogowe, w skrócie ujmując – takie, które najlepiej wyłapują pyły, i się okazało, że taka skuteczność tych specjalnie dobranych roślin jest niesamowita, jeżeli chodzi o oczyszczenie powietrza.

    W jaki sposób nauka weryfikuje ten pomysł?

    Należało wymyślić mieszankę, postarać się ją dobrać analogicznie do drzew, czyli wybrać takie rośliny, które spełniają takie warunki. Przede wszystkim musiały przetrwać w takich ciężkich warunkach, jakie są przy drodze: dużo soli, mało wody, częste koszenie itd. To są po prostu ciężkie warunki. To jest pierwszy, czyli musiały przetrwać. Jeżeli by nie przetrwały, to by była skucha. Później musiały być odporne właśnie na brak wody, czyli musiały mieć głębokie, rozbudowane korzenie, musiały być wysokie, musiały mieć liście szorstkie i lepkie. Jednocześnie okazało się, że niektóre rośliny, których nie braliśmy pod uwagę, ich struktura, czyli to, że są rozłożyste, że np. pokrywają jakieś tereny pomiędzy roślinami tymi, które najlepiej wyłapują. Zależało nam na tym, żeby stworzyć strukturę 3D, czyli żeby to było jak najbardziej gęste, jak najbardziej zwarte, jak najbardziej lepkie, szorstkie i jednocześnie jak najbardziej skomplikowane, żeby te pyły nie trafiały z powrotem na ziemię, i później – jak w przypadku np. drzew – żeby później nie zostały unoszone z powrotem.

    Dziękuję wszystkim moim dzisiejszym gościom za rozmowy i Wam za uwagę. W dzisiejszym programie poruszyliśmy tematykę związaną z milenijnymi celami rozwoju Organizacji Narodów Zjednoczonych. Tematy naszych rozmów dotyczyły celu 13, zatytułowanego „Działania w dziedzinie klimatu”, celu 3 – „Zapewnić wszystkim ludziom w każdym wieku zdrowe życie oraz promować dobrobyt”, celu 11 – „Uczynić miasta i osiedla ludzkie bezpiecznymi, stabilnymi, zrównoważonymi oraz sprzyjającymi włączeniu społecznemu” oraz celu 15 – „Chronić, przywrócić oraz promować zrównoważone użytkowanie ekosystemów lądowych, zrównoważone gospodarowanie lasami, zwalczać pustynnienie, powstrzymywać i odwracać proces degradacji gleby oraz powstrzymywać utratę różnorodności biologicznej”.

    Jeśli podcast Wam się podobał, prosimy, polećcie go innym osobom oraz koniecznie subskrybujcie, aby nie przeoczyć następnych odcinków. W kolejnym odcinku porozmawiamy o tym, jak nauka może pomóc adresować wyzwania związane z trzecim żywiołem – ziemią.

    Podcast naukowy ADAMED SmartUP.


    [NS1]Powinno być: „tę”.

  • Podcast naukowy ADAMED SmartUP

    Woda – 60% naszego ciała. Nasze serce składa się w 73% z wody, a płuca to ponad 80%. Nawet kości są wodniste, 30% naszych kości to woda. I co najważniejsze, mózg to także w ponad 70% woda.

    -„Susza, kolejny rok polska ziemia wysycha…”

    -„ Mokradła wysychają…”

    - „Polska, ma od mniej więcej 10 lat, permanentną suszę letnią…”

    Według wielu międzynarodowych agencji, nawet 40% ludzi na świecie, nie ma odpowiedniego dostępu do wody albo z powodu suszy, albo z powodu zanieczyszczeń. Dlatego dzisiaj porozmawiamy z osobami, które walczą o wodę, ale walczą tak jak my w ADAMED SmartUP lubimy najbardziej. Ich bronią jest nauka.

    Rozmawiam z dr hab. Mikołajem Piniewskim – laureatem programu Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, pracującym w Katedrze Hydrologii, Meteorologii i Gospodarki Wodnej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Specjalizuje się Pan w badaniu wpływu zmian klimatu na zasoby wodne. Specjalizuje się Pan w badaniu wpływu zmian klimatu na zasoby wodne.

    W jaki sposób Pana praca pomaga poradzić sobie z tym wyzwaniem?

    Dr hab. Mikołaj Piniewski: Dominującym wątkiem mojej pracy badawczej jest modelowanie zjawisk hydrologicznych. I tu musimy sobie wyjaśnić parę tych prostych terminów. Czym jest modelowanie? Modelowanie matematyczne jest wykorzystaniem aparatu matematycznego, a zatem przede wszystkim równań do opisu działania jakiegoś systemu. W hydrologii takim systemem jest na ogół zlewnia rzeczna i mówimy wówczas o opisie matematycznym wszystkich procesów które zachodzą w tej zlewni czyli opadu, parowania, odpływu, skupiając się na tych najważniejszych. System może być też zawężony do jakiegoś odcinka rzeki, wówczas opisujemy transport wody na tym odcinku, wówczas niewiadomymi mogą być stan wody w korycie czy też natężenie przepływu, a parametrami takiego modelu szorstkość dna czy spadek rzeki. To taki przykład. Współcześnie, ale tak naprawdę już od dziesiątek lat takie modele zapisuje się w postaci kodu komputerowego. W tym momencie stają się one programami, a praca modelarza, czyli takiej osoby jak ja, polega między innymi na przetwarzaniu danych wyjściowych, na definiowaniu parametrów modelu, uruchamianiu symulacji wizualizacji wyników i ich analizie. Przechodząc do odpowiedzi na pytanie, jak powiedział znany brytyjski statystyk - George Box: „wszystkie modele są błędne, ale część z nich jest użyteczna”. Do czego zatem użyteczne są nam modele hydrologiczne? A no do tego, aby móc ocenić ilościowo jak pod wpływem zmieniającego się klimatu, zmieni się nasz stan zasobów wodnych. Zarówno ich ilość jak i jakość. W tym celu z pomocą przychodzi nam zupełnie inny rodzaj modeli: modele klimatyczne, zwane też modelami ogólnej cyrkulacji, których zadaniem jest coś w rodzaju, nazwałbym to „mission impossible”, czyli prognoza jak będzie wyglądał klimat za 20, 50 i 100 lat. Nie chodzi tutaj o krótką informację, że będzie cieplej i bardziej sucho, tylko o konkretne dane - szeregi czasowe przyszłych temperatur, opadów i innych zmiennych meteorologicznych. Takie dane pochodzące z tych modeli klimatycznych my, hydrolodzy, wykorzystujemy jako dane wsadowe w naszych narzędziach, modelach hydrologicznych właśnie po to, aby ocenić jak pod wpływem zmian klimatu może zmienić się np. wielkość obszaru zalewowego, intensywność suszy czy też stężenie azotu w rzece. Dodatkowo potrafimy też symulować efektywność pewnych działań adaptacyjnych, którym możemy w gospodarce wodnej zastosować i zbadać i jak może być ryzyko niektórych tych zjawisk zredukowane.

    Dziękuję a proszę powiedzieć dlaczego w ogóle zajmuje się Pan tą dziedziną nauki?

    Dr hab. Mikołaj Piniewski: Odpowiedź na to pytanie sprawia mi dużą przyjemność, bo muszę się cofnąć w czasie o ponad 20 lat, do czasów późnej podstawówki oraz liceum w rodzinnym Inowrocławiu i w tamtym czasie stało się dla mnie jasne, że moimi dwoma ulubionymi, szkolnymi przedmiotami są: matematyka oraz geografia, zwłaszcza geografia fizyczna. Z sukcesem startowałem w olimpiadzie matematycznej co dało mi indeks na studia i wybrałem Kolegium Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Matematyczno-Przyrodniczych na Uniwersytecie Warszawskim. To był świetny wybór. Tam jako wiodące kierunki wybrałem właśnie matematykę i geografię. Szukając swojej niszy, bo tym się zająłem na początku, bardzo szybko zorientowałem się, że najlepszym wyborem dla mnie będzie hydrologia, w której metody matematyczne mają największe wzięcie, tak mówiąc kolokwialnie, spośród różnych dziedzin geografii. Choć dyplom magistra zdobyłem na matematyce ciągnęło mnie mocno w kierunku, bardziej takich praktycznych niż abstrakcyjnych, teoretycznych zagadnień. Dlatego studia doktoranckie podjąłem w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie pod okiem prof. Okruszki. Od tamtej chwili a było to równo 13 lat temu, zajmuję się zawodowo hydrologią i modelowaniem hydrologicznym, i sprawia mi to ogromną przyjemność.

    - Myślę, że to bardzo inspirująca dla naszych młodych słuchaczy historia. Nie każdy może zostać ratującym świat naukowcem, ale co możemy robić, aby stanąć naprzeciw takim wyzwaniom w naszym codziennym życiu?

    Dr hab. Mikołaj Piniewski: Moim zdaniem ogromne znaczenie ma edukacja i świadomość społeczna, świadomość obywatelska. Dlatego z takim uznaniem patrzę na inicjatywę młodzieżowych strajków klimatycznych, chociażby. Oprócz strajków klimatycznych drugim wartym uwagi pomysłem jest wolontariat w organizacjach pozarządowych zajmujących się klimatem, środowiskiem i wodą, i takich organizacji jest obecnie bez liku. Na pytanie co jeszcze możemy zrobić, bardziej konkretnie i praktycznie eksperci często odpowiadają na przykład: zakręcajmy wodę w kranie, przy myciu zębów, żeby ją trochę zaoszczędzić. Ja sądzę, że my wszyscy już tę wodę zakręcamy i mówienie o tym niewiele poprawi. Warto przywołać natomiast w tym kontekście pojęcie tzw. śladu wodnego, czyli sumy wody zużytej przez nas bezpośrednio, czyli np. w trakcie mycia zębów czy prania, ale też pośrednio. Produkcja każdej rzeczy której używamy czy konsumujemy wymaga użycia tak zwanej wody wirtualnej, czyli użytej w procesie produkcji. Warto mieć świadomość, że jednokrotnie zastępując jedzenie hamburgera przez burgera wegetariańskiego redukujemy swój ślad wodny w mniej więcej podobny sposób jak zakręcając kurek w kranie przy myciu zębów, każdego dnia przez kilka lat.

    - Wygląda na to, że jest wiele drobnych czynności ,którymi możemy przyczynić się do łagodzenia skutków zmian klimatu. Co jednak jeżeli wody zabraknie?

    W oryginalnym filmie „Gwiezdne wojny” z 1977 roku, główny bohater desperacko chciał opuścić planetę Tatooine, gdzie jego rodzina handlowała wilgocią z atmosfery, za pomocą urządzeń zwanych parownikami. W gorącym i suchym, pustynnym krajobrazie planety, hodowla wilgoci była ważnym działaniem na rzecz przetrwania. Dr hab. inż. Urszula Stachewicz z Wydziału Inżynierii Metali i Informatyki Przemysłowej Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie – laureatka Nagród Naukowych POLITYKI 2016 i stypendystka Uniwersytetu Cambridge. Inspiruje się rozwiązaniami konstrukcyjnymi występującymi w przyrodzie np. w liściach czy pajęczych sieciach i pracuje także nad poprawą efektywności kolektorów pozyskujących wodę z mgły. Pani Doktor, jak to działa?

    Dr hab. Inż. Urszula Stachewicz: Zajmujemy się właśnie takimi procesami, w których możemy pozyskać tutaj rzeczywiści wodę z mgły, albo także z innych procesów to jest także deszczowa woda, albo może być to z tzw. procesów kondensacji, czyli skraplania, wynikającego tutaj z różnicy temperatur. Więc próbujemy zbierać właśnie te kropelki, życiodajne kropelki wody, na powierzchni włókien polimerowych czy też nanowłókien. Czyli mówimy tutaj o czymś milion razy mniejszym od włosa ludzkiego i włókna te produkujemy tutaj przy zastosowaniu metody elektroprzędzenia, czyli do takiego roztworu polimeru, czyli jakiegoś roztworu np. jak sobie rozpuścimy cukier w wodzie, czy też rozpuszczamy polimer w innych rozpuszczalnikach, przykładamy wysokie napięcie i z powodu tego oddziaływania elektrostatycznego ładunki wyciągają nam właśnie tego typu włókna. Podczas którego procesu, rozpuszczalnik odparowywuje i tworzymy sobie takie nici troszeczkę jakby pajęcze. Więc stąd też bierze się taka inspiracja z natury, że możemy zbierać krople wody podobnie jak to robią sobie pająki, na tych właśnie sieciach. Więc tego typu włókna mogą być włączone w istniejące już technologie tzw. fog water collectors, czyli kolektorów wody z mgły, aby zwiększyć ich efektywność.

    - Dziękuję za wyjaśnienie. W wielu opisach Pani badań możemy przeczytać, że zainspirowała Panią natura. Jak to było? Jak się wpada na takie genialne pomysły?

    Dr hab inż. Urszula Stachewicz: To jest często przypadek albo rozmawiamy, coś zauważymy i coś wpada do głowy niesamowitego, i myślimy: „aa… Może to przypomina mi to, możemy to rozwiązać w taki, a nie inny sposób i może to być prostsza metoda, i tańsza, i bardziej ekologiczna”. Więc czasami jest to dzieło przypadku, czasami coś czytamy i mówimy: „ale przecież ja się zajmuję tym, to może być to, zastosowane do tego i tego…”. Więc jest to bardzo kreatywna praca, bycie naukowcem, i naukowiec się nigdy nie nudzi, czyli zawsze jest w stanie stworzyć cos ciekawego jak tylko chce i wykorzystać więc tu mówimy o różnych dziedzinach nauki, które mogą być też łączone ze sobą, co wpływa na to, że jest się jeszcze bardziej kreatywnym, bo się wykorzystuje rzeczy, które w jednej dziedzinie są zastosowane, potem w drugiej a jak to połączymy to powstają niesamowite rzeczy, które można studiować i badać sobie na różny sposób a przy okazji stworzyć coś bardzo użytecznego. Technologia czy nauka jest po to, aby pomagać ludzkości, pomagać innym w różnych rodzaju rozwiązaniach czy obciążeniach i żeby ułatwić sobie to życie w jakiś sposób.

    - W jaki sposób i kiedy prace Pani zespołu mogą przydać się zwykłym ludziom?

    Dr hab. Inż. Urszula Stachewicz: To znaczy, fog water collectors, to znaczy kolektory wody z mgły one są używane, może nie są tak popularne w Polsce, ale na pewno o wiele bardziej w Azji czy tez Ameryce Południowej a nasz wynalazek polega na tym, że my chcemy integrować te włókna, które my produkujemy z już, że tak powiem „produktami dostępnymi na rynku”, które można kupić. To jest troszeczkę trudniejszy proces, ponieważ jeżeli my zwiększamy efektywność to jest też sprawa biznesowa, którą nie zawsze naukowcy potrafią się tak dobrze zająć. Więc troszeczkę to chyba potrwa, ale mam nadzieję, że kiedyś znajdzie swoje miejsce na rynku, w taki czy nie inny sposób, że będzie mogło być użyteczne.

    - Dziękuję za rozmowę.

    W 1658 roku król szwedzki Karol X z całą armią, końmi i parkiem artyleryjskim po lodzie przekroczył cieśniny położone między duńskimi wyspami. Z tego też czasu zachowały się kronikarskie zapiski o targach odbywających się na środku Morza Bałtyckiego, ale już 300 lat wcześniej w kronikach lubeckich czytamy:

    „Było bowiem między Danią, Słowiańskim krajem i Jutlandią zamarznięte całe Morze Bałtyckie, tak, że rozbójnicy przychodzący ze Słowiańskiego kraju, splądrowali niektóre okolice Danii. A po środku morza na lodzie, były założone gospody dla przyjezdnych.” Dzisiaj nie ma mowy o takich temperaturach a nasze morze jest raczej w poważnym kłopocie.

    -„Z roku na rok, Morze Bałtyckie ma coraz mniej do zaoferowania rybakom i konsumentom ryb”.

    - „Może się okazać, że zdążymy ubiec czas i spowodować, że nie będzie takiej dużej katastrofy, której spodziewamy się”.

    Baltic Sea Action Group to niezależna fundacja, która wykonuje konkretne prace na rzecz Morza Bałtyckiego – jednego z najbardziej zanieczyszczonych mórz na świecie. Rozmawiam z Mathiasem Bergman’em – wieloletnim dyrektorem programowym fundacji a obecnie jej doradcą strategicznym. Bardzo dziękuję, że jest Pan z nami tutaj dzisiaj. Proszę powiedzieć, czym jest The Baltic Sea Action Group?

    Mathias Bergman: Chcieliśmy zrobić coś inaczej niż dotychczas. Sercem naszych działań jest aktywizacja wszystkich obywateli, na wszystkich poziomach. Jeżeli żyjesz w regionie Bałtyku, masz wpływ na to morze. To jest fakt, to jest pierwsza zasada. Po drugie nie musisz biolożką, rybakiem czy nurkiem, żeby zrobić coś dla Bałtyku. Możesz po prostu być kim jesteś, mieć takie wykształcenie czy pracę jakie masz, ale jakąkolwiek masz rolę powinieneś myśleć jak to co zrobisz wpływa na morze i jak może zminimalizować swój negatywny wpływ?

    A w jaki sposób wykorzystują Państwo naukę, jej zdobycze do realizacji swoich celów?

    Mathias Bergman: Wszystkie działania Baltic Action Group są oparte na nauce. Robimy tak po to, aby nie popełniać błędów, tak wiele już zostało ich popełnionych. Np. od około 5-6 lat prowadzimy program zatytułowany Carbon Action, którego celem jest testowanie rozwiązań, w których wykorzystuje się właściwości gleby do przetwarzania CO2. Można to robić na wiele sposobów. Jest wiele danych jak powinno się i jak nie powinno się tego robić, ale wciąż wiele jeszcze musimy się nauczyć. Program Carbon Action to czysta nauka, jesteśmy dzięki niemu w nieustającym kontakcie z najwyższej klasy naukowcami i naukowczyniami na całym świecie. Dla nas nauka to synonim wiedzy, której można ufać, tylko dzięki niej wiesz co robisz. Inaczej możesz narzekać, zachwycać się, ale nie masz pewności, że to co robisz ma sens i w gruncie rzeczy możesz wyrządzać wiele szkód.

    Gdyby chciał Pan zachęcić polską młodzież do zainteresowania się nauką i zwiększania swojej świadomości klimatycznej, co by Pan powiedział?

    Mathias Bergman: Polska powinna być główno dowodzącym zmian w regionie Morza Bałtyckiego. Niemal cała woda, która spływa z terytorium Polski wpada do Bałtyku. Szalenie istotna jest świadomość tego zjawiska, bo to oznacza, że jeśli gdziekolwiek w Polsce do gleby dostanie się trucizna, najprawdopodobniej skończy się w wodach Bałtyku. Obecna sytuacja jest bardzo zła dla naszej planety, nie da się temu już zaprzeczyć. Już teraz obserwujemy zjawisko migracji za chlebem. Przemieszczają się osoby, które nie mają dostępu do terenów, na których można uprawiać żywność. To zjawisko już się zaczęło, ale będzie dużo gorzej. Sytuacja polityczna nie jest dobra. W Unii Europejskiej, Polska ma trudną sytuację. Jest bardzo ważne, żeby jeśli jesteśmy częścią wspólnoty, zachowywać się jak jej członek. Inaczej nie ma to sensu. Jest bardzo późno, ale czasem kiedy strach puka do drzwi, ludzie budzą się i zaczynają działać. Widzę światło w tunelu. Ludzie zorientują się, że jeśli się nie zmienimy, zabijemy nasze morze. To zabiera dużo czasu, a proces musi prowadzić przez naukę o zmianach klimatu. Musimy zrozumieć jak działają zmiany klimatu i jak możemy zrozumieć obieg węgla na naszej planecie. To jeden z trzech cykli, które determinują jak żyjemy i kiedy umieramy. Te kluczowe obiegi to obieg węgla, azotu i fosforu. Jeżeli nie zrozumiemy dobrze skąd te 3 pierwiastki przychodzą i gdzie znikają, obawiam się, że nie mamy szans. I to nie jest trudne do zrozumienia, musimy tylko zaakceptować, że byliśmy głupi. Ciekawa rzecz dzieje się, kiedy starasz się zmądrzeć. Im więcej się uczysz, tym ciekawszy staje się świat. Stajesz się bardziej pewny siebie i sam wiesz, co jest dobre, a co złe.

    Dziękuję wszystkim moim dzisiejszym gościom za rozmowę a słuchaczom za uwagę. W dzisiejszym programie poruszyliśmy tematykę związaną z milenijnymi celami rozwoju Organizacji Narodów Zjednoczonych. Tematy naszych rozmów dotyczyły celu szóstego – czysta woda i warunki sanitarne; trzynastego – działania w dziedzinie klimatu; czternastego – życie pod wodą; i celu piętnastego – życie na lądzie. Jeżeli podcast Wam się podobał, prosimy polećcie go innym osobom i koniecznie subskrybujcie, aby nie przeoczyć kolejnych odsłon. W kolejnym odcinku porozmawiamy o tym jak nauka może pomóc adresować wyzwania związane z drugim żywiołem – z powietrzem.

    Scenariusz i research: Agata Stafiej-Bartosik

    Montaż: Błażej Grygiel