Afgespeeld

  • Kryzys na granicy z Białorusią umacnia PiS. Politycy obozu władzy mogą swobodnie drwić z opozycji, wypominając jej happeningi na granicy — takie jak przepychanki ze Strażą Graniczną, czy krytyka funkcjonariuszy twardo strzegących granicy, nieczułych na łzy kobiet i dzieci. Dziś imigracja ma twarz młodych, agresywnych osiłków, którzy są gromadzeni przez Białorusinów w oddziałach i atakują zasieki na granicy — dlatego PiS może triumfować.
    Ale nie wszyscy w PiS się cieszą. Analizy niektórych socjologów pracujących dla władzy wskazują, że jeśli kryzys na granicy będzie się przedłużał, to obecne nastroje wsparcia dla rządu mogą się zmienić we frustrację i niepewność — a to zaszkodzi rządowi. Przeprowadzone jeszcze przed kryzysem gry wojenne — symulacja hybrydowego ataku na Polskę ze Wschodu — wskazywały na podobne społeczne zagrożenia. Zasadniczy kłopot polega na tym, że polski rząd nie ma żadnej kontroli nad sytuacją — kryzys na Wschodzie to element większej kombinacji polityczno-gazowej rosyjskiego lidera Władimira Putina. W tym sensie od Jarosława Kaczyńskiego kompletnie nic nie zależy. Albo Putin zostanie powstrzymany albo ugłaskany przez USA i Unię, albo napięcie będzie trwało miesiącami.
    Kaczyński czuje, że jest przedmiotem a nie podmiotem gry między Wschodem a Zachodem. Reaguje po swojemu: atakuje i Rosję i Zachód. To dość groteskowe biorąc pod uwagę, że kryzys na na granicy wschodniej, a nie zachodniej. A pomóc mu może Zachód, a nie Wschód. Ale kryzys graniczny to dla Kaczyńskiego kolejna okazja do wzmacniania doktryny izolacjonizmu — po wojnie z Unią, ochłodzeniu relacji z USA i zapowiedzi budowy ćwierćmilionowej armii. Z szefem PiS współgra lider narodowców Robert Bąkiewicz. Zdumiewające jest to, jak bardzo Bąkiewicz mówił Kaczyńskim podczas Marszu Narodowego. Ale nie ma się co dziwić. Narodowcy Bąkiewicza — których „Stan po Burzy” zwie złośliwie Bączek-jugend — dostają od rządu niemal 10 tys. zł dziennie. Skoro PiS kupił usługi narodowe u Bąkiewicza, to Bąkiewicz zamówienie realizuje. To świadoma strategia Jarosława Kaczyńskiego, który za pośrednictwem Bąkiewicza chce zabierać elektorat narodowy Konfederacji. Lech Kaczyński — który nie znosił narodowców, zwłaszcza za ich antysemityzm — musi się przewracać w swym grobie na Wawelu, do którego co miesiąc pielgrzymują politycy PiS. „Stan po Burzy” przestrzega jednak Bąkiewicza. Gdyby przyszło mu do głowy wierzgać Kaczyńskiemu, niechaj weźmie sobie do swego brunatnego serca historię Krystyny Pawłowicz — dziś głównej orędowniczki hermetycznych granic i Marszu Niepodległości. Tuż przed wejściem do polityki jako profesor prawa Pawłowicz napisała opinię dla prokuratury i sądu, która posłużyła do skazania ówczesnego szefa CBA Mariusza Kamińskiego na więzienie — chodzi o głośną sprawę, która skończyła się ułaskawieniem Kamińskiego przez prezydenta Dudę. Od tego czasu Pawłowicz każdego dnia stara się na klęczkach przeprosić za zdradę i zrobi dla PiS wszystko, byle tylko naczelnik Kaczyński i obrońca granic Kamiński wybaczyli. To zresztą tłumaczy, dlaczego kolana i zdrada to najczęstsze słowa w jej słowniku.
    Tak, panie Bąkiewicz. Jeden nieopatrzny ruch i pan też będzie musiał klękać — przestrzegają lidera narodowców autorzy „Stanu po Burzy”: Agnieszka Burzyńska z „Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu.